Skip to main content
Kategoria

Kultura

RICK I MORTY W CZASOPRZESTRZENI

Rick and Morty to amerykańska produkcja animowanego serialu, która zdobyła popularność w różnych częściach globu. Historia humorystycznych przygód dziadka i wnusia, ni to wysublimowana w formie, ni prostacka w przekazie. Serial został stworzony przez Justina Roilanda we współpracy z Danem Harmonem na potrzeby bloku programowego przeznaczonego dla widzów dorosłych o nazwie Adult Swim w sieci telewizji raczej dla dzieci, czyli znanego Cartoon Network. Dzisiaj spróbujemy zagłębić się w wielowymiarowy serial, którego piąty sezon ostatnio ukazał się w całości na jednej z platform telewizyjnych.

rickimorty.fandom.com

Produkcja ta w swoim zamiarze kierowana była do tzw. „dorosłych dzieci” szukających rozrywki po całym dniu korporacyjnej pracy. Co ciekawe, pierwotne plany serialowe miały opierać się na małej formule parodii filmu Powrót do przyszłości Roberta Zemeckisa. Właściwie z tych pierwowzorów bierze się nie tylko sposób wizualizacji głównych bohaterów serialu przypominających Marty’ego McFlya i Dr. Emmetta L. Browna wraz z wehikułem czasu, ale także silny wątek gatunkowy oparty na styku kina przygodowego, komediowego i fantastyczno-naukowego. Szczególnie kontekst popularnonaukowy, zdaje się stanowić interesujący punkt rozważań dotyczących przygód Ricka i Mortiego.

Projekt ten z jednostkowej parodii, przerodził się w autonomiczne dzieła popkultury, zaskarbiając sobie rzesze fanów, szczególnie po udostępnieniu serialu w serwisie VOD w 2016 roku, również w wersji polskojęzycznej. Same początki serialu sięgają jednak koncepcyjnie końcówki 2013, następnie dzięki popularności i przychylnym opiniom krytyków, zdecydowano się na stworzenie drugiego sezonu w 2015 roku.

Tendencja wzrostowa popularności po wkroczeniu na platformę streamingową zaowocowała kolejnymi sezonami, w których nie brak odniesień także do bieżących wydarzeń z rzeczywistości. Według rankingu seriali opublikowanej na Filmwebie Rick i Morty pozostaje ciągle w pierwszej dziesiątce.

Rick i Morty w czasoprzestrzeni. Celowo zdecydowałem się na to określenie czasu, ponieważ ta kategoria organizacji przedstawianych wydarzeń, stanowi jeden z kluczowych elementów porządkujących fabułę. My właściwie ciągle nawet nie tyle jesteśmy w bezimiennej czasoprzestrzeni, ile w dążności do poznania alternatywnych rzeczywistości w odmętach galaktyki. To sprawia jednocześnie, że wątków i koncepcji jest cała mnogość, a każdy odcinek oprócz Proustowskich poszukiwań straconego czasu, daje nam literacki strumień świadomości utkany z ironii i wartkiej akcji wydarzeń, udziwnień i popkulturowego gongoryzmu. Kwiecistość wątków scala nam dana przygoda i element zaznaczony w tytule wokół którego orbitalnie krążą inne elementy. Może to być kadź z kwasem, Prometeusz, wielkie pochłanianie, albo szmaragdowy obiekt pożądania. Nie można zapomnieć także o Ogórze Ricku, który znalazł swoich filozoficznych wielbicieli.

To chyba najbardziej ujmuje – koncept, do którego prowadzą różnorodne przygody alkoholika-naukowca Ricka Sancheza i jego wnuka Mortiego. Czasem pojawia się wraz z nimi siostra Ricka, Summer, rzadziej rodzice: Beth i quasi-nieudacznik Jerry. Szczególnie Rick jest postacią, która zdobywa serca widzów swoim słownym sarkazmem i ekscentryzmem. Wielowymiarowość i mnogość galaktyczna Ricków i Mortich, każe nam dodać, że główny z nich pochodzi z wymiaru C-137. Właściwie ta gra kontrastami jest kolejnym z elementów fabularnych, który pobudza odbiorcę, a zaznacza się to chociażby w postaci Mortiego, zblazowanego nastolatka, będącego przeciwieństwem Ricka.

Analizując kwestię gatunkowości tego serialu, o której już była mowa, warto dodać, że jest on w pełni niejednoznaczny a dany gatunek uzależniony jest od odcinka. Oczywiście są pewne elementy wspólne, dzięki którym stwierdzić możemy, że bliżej tej produkcji do komedii niż tragedii, jednak genologicznie można mówić zarówno o komedii pomyłek, jak i o produkcji pełnej akcji, przygody, wreszcie formy animowanej i przeznaczonej dla odbiorców starszych, powyżej szesnastego roku życia.

To, że analizujemy „kreskówkę”, stanowi bardzo często największy element zdziwienia w chwili gdy opowiadamy o przygodach Ricka i Mortiego. Trudno w tym sensie zwrócić uwagę na geniusz koncepcyjny twórców serialu, niejednorodność gatunkową, podpartą aktualnością prezentowanych wydarzeń. Bo ta pętla czasowa zaznaczona w przygodach głównych bohaterów serialu, jak i alkoholizm Ricka i rozchwianie emocjonalne Mortiego, pozwalają zapomnieć o bezsensie świata. W tym punkcie ważnym kontekstem staje się szeroko pojmowana teoria odzwierciedlenia, czyli mnogości wątków i odniesień zawartych w omawianym serialu.

To co w sposób najbardziej oczywisty zdaje się wynikać z takiego rozumienia, wypływa z aspektów naukowych i filozoficznych fabuły. Na takie spojrzenie naprowadza nas wiele kanałów w serwisie YouTube zajmujących się analizą popkultury. Jednym z nich jest Człowiek Absurdalny, który w swoim „filmowym szocie”, czyli szybko opracowanym temacie filozoficznym zwraca uwagę na zagadnienie prawdziwej odpowiedzialności i złej wiary w kontekście Ricka Sancheza, Jean-Paula Sartra i Nietzschego.

OGÓR RICK JAKO MANIFEST FILOZOFICZNY

Pikle. Odcinek o ogórze Ricku, zrobił prawdziwą rewolucję filozoficzną w Internecie. Trzeci odcinek, trzeciego sezonu, w trakcie którym Rick zamienia się w ogórka celem ograniczenia swojej wolności poprzez ograniczenie możliwości, aby uniknąć udziału w terapii rodzinnej. W kontekście filozoficznym- egzystencjalnym Sartre wskazuje tutaj na tzw. działanie w złej wierze.

A na dokładkę Nietzsche i jego „Gott ist tot” zwiastujące, że idea przestała być źródłem jakiegokolwiek kodeksu moralnego. Tutaj właściwie dojmuje relatywizm podsycony czarnym humorem w serialu, z którego rodzi się perspektywa nihilistyczna i romans fabularny z chaosem i bezsensem świata. W tej mnogości wymiarów gubi się bowiem indywidualizm jednostki, zacierają się wartości i idee, które nieustannie się w serialu dezaktualizują. Ujął to dobrze pomysłodawca serialu Dan Harmon w wywiadzie w ramach „The Search For Meaning” stwierdzając, że właśnie Rick and Morty stanowi w wolnym tłumaczeniu „odpowiedź na wszystkie bolączki istnienia”.

rickimorty.fandom.com

Innym wątkiem często podejmowanym w serialu jest ekologia. To dzięki przygodom Ricka i Mortiego dowiadujemy się chociażby o zaburzeniach biosfery, czy teorii gatunkowej, jak w odcinku z Frankensteinem. Zresztą serial doczekał się swoich poważnych analiz naukowych zawartych w książce Matta Brady’ego „The Science of Rick and Morty: Nienaukowy przewodnik po świecie nauki”, która pozwala nam rozwikłać poruszane tematy i wyjaśnić czasem bardzo hermetyczne nazewnictwo naukowe przeplatane ironią.

Nie bez przyczyny bardzo często można spotkać się zatem ze zgrywną opinią, że serial ten to bajka dla ludzi o wysokim IQ. Co stanowi jednak największy atut Ricka i Mortiego ? Że nawet po odrzuceniu wątków egzystencjalnych lub teorii naukowych, zostanie nam po prostu bardzo dobra produkcja rozrywkowa zaadresowana do każdego. Choć nie każdemu musi przypaść do gustu.

STO LAT PANIE TADEUSZU

Dokładnie 100 lat temu urodził się Tadeusz Różewicz. Obwieszczają to nagłówki, a słowa w publicznej przestrzeni – wydają się jakby napełnione dozą poetyckości. Takie okazje pozwalają podejrzeć nas samych przez dziurkę od klucza, oderwać się od tych wszystkich ważnych spraw, na chwilkę z dystansu spojrzeć na procesy świata, na człowieka, jego wrażliwość i psychikę, na naszą planetę.

Zmarł Tadeusz Różewicz | Artykuł | Culture.pl
Tadeusz Różewicz, fot. Elżbieta Lempp

Czego dowiedzieć się możemy dzisiaj z wszechstronnej twórczości Różewicza? Przede wszystkim pewnej dozy skromności, która przerasta tytuły i nagrody, a oprócz tego przyglądania się światu, jego kruchości oraz targającym niepokojom. Zawiera to w sobie studium nad człowiekiem doświadczonym dramatem II wojny światowej, nad jednostką tęskniącą za czułością w świecie zniszczonym, pozbawionym tego, co wypełnia nas ciepłem, beztroską, pokojem.

W twórczym dziele Różewicza, który estetycznie zmagał się z krzywdą i niepokojem XX wieku, wreszcie z duchową pustką, można stwierdzić, że ważną rolę odegrała niepewność oraz powiązana z nią tęsknota. Pokuśmy się na taką oś interpretacji, małą szufladkę w wielkiej szafie. Tutaj dwie refleksje. Pierwsza dotyczy istoty poezji, albo tworzenia zlepka słów. Swój zamysł nad tym co tworzy, określał mniej więcej tak: „Przez wiele lat pisałem wiersze. Czy tworzyłem poezję? Ciągle ta sprzeczność była we mnie obecna. Od roku 1945. Chciałem dotrzeć do poezji i od poezji uciec”. Oczywiście nadciągają słuszne aluzje do koncepcji filozoficznych Theodora Adorno i dojmującego stwierdzenia o barbarzyństwie pisania wierszy po Oświęcimiu.

CIĄGLE POMIĘDZY

Prof. Andrzej Skrendo w jednym z tomiszczy serii poświęconej historii i kulturze polskiej, pisze w sposób następujący: „Różewicz tęskni za tym, czego nigdy nie miał. Tęsknotę tę można nazwać metafizycznością jego twórczości. Jednocześnie występuje przeciw tym, którzy twierdzą, że mają to, czego mieć dziś nie sposób i odmawiają uznania, że także ich dzieło rozwija się w sytuacji osuwania się metafizycznego gruntu”. Przypominają się tutaj słowa zakończenia autotematycznego w swej dualnej naturze, napisanego dwuwersowo wiersza Kto jest poetą?: „poetą jest ten który odchodzi/ i ten który odejść nie może”. Fragment został wyryty na nagrobku Różewicza znajdującym się nieopodal osławionej Świątyni Wang w Karpaczu.

POZEJA W NASZYCH CZASACH?

Kolejna refleksja, być może najbardziej zaskakująca płynie z Różewiczowej słabości do Mickiewicza. Jakoś nie po drodze wydać by się mogło poetyce „ściśniętego gardła” z romantycznym mesjanizmem. Nomen omen w stulecie śmierci Mickiewicza, Różewicz pisze, „poezja Mickiewicza/ sto lat nas karmi/ ten sam chleb/ siłą uczucia rozmnożony”.  Na pierwszy rzut oka można uznać, że to retoryczne peany na cześć mistrza ponad miliony, w dodatku podsycone ewangelicznym nawiązaniem. Co prawda Różewicz przecież często odwoływał się do Biblii, jednak zwykle po to, żeby desakralizować rzeczywistość. W tym miejscu pojawia się jednak sentyment, światełko powracającej tęsknoty. Mickiewicz niesie w sobie wspomnienie dni przed tragedią i chaosem, niepodległościowe oczekiwanie, zamiast postapokaliptycznego nihilizmu, „śmierci poezji”. I nasz Różewicz wspominający: „Słuchając wierszy Mickiewicza, miałem łzy w oczach. A jednak będę twierdził, że poezji już nie ma. Poezja w naszych czasach? To wszystko jeden wielki błąd, omyłka”.

Trudno z czytelniczej perspektywy dotykając wrażliwości Różewicza zawartej w jego wierszach, w przeświadczeniu o mocy, wartości, pompatycznie nazwanej wielkości poety, przyjąć, że sam autor poezję nazywa „omyłką”. A z drugiej strony, tak wyraża się dzisiejszość, realizuje się niepokój w czasach pokoju. W wielu miejscach stwierdzał, że XX wiek przepełniony był nienawiścią, lecz XXI powinien być przepełniony miłością. Postawił nam jednak pewien warunek odczytywany z Listu do ludożerców:

Kochani ludożercy
Nie patrzcie wilkiem
Na człowieka
Który pyta o wolne miejsce
W przedziale kolejowym
Zrozumcie
Inni ludzie też mają
Dwie nogi i siedzenie

Kochani ludożercy
Poczekajcie chwilę
Nie depczcie słabszych
Nie zgrzytajcie zębami

Zrozumcie
Ludzi jest dużo
będzie jeszcze więcej
więc posuńcie się trochę
Ustąpcie

Kochani ludożercy
Nie wykupujcie wszystkich
Świec, sznurowadeł i makaronu
Nie mówcie odwróceni tyłem:
Ja mnie mój moje
Mój żołądek mój włos
Mój odcisk moje spodnie
Moja żona moje dzieci
Moje zdanie

Kochani ludożercy
Nie zjadajmy się
Dobrze
Bo nie zmartwychwstaniemy
Naprawdę

W końcu wychodząc, witać gwiazdy. Szkic o metafizycznej podróży szlakiem Dantego

Co może się zdarzyć przez siedemset lat? Właściwie zadziać się może przede wszystkim czas historyczny, bo w końcu skoro konkretne –set lat, to i powód wiadomy. Siedemset lat temu zmarł bowiem najwybitniejszy poeta włoski, filozof i polityk, Dante Alighieri. Rok Dantejski, oby zakończył się szczęśliwie brakiem ferowanych przez życie scen dantejskich, a dał nam jedynie wraz z tym florenckim mistrzem, jeszcze głębsze poznanie zbiorowego imaginarium ludzkich wyobrażeń, lęków i namiętności. Jak pisał Dante, „porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”, parafrazując – wy , którzy to czytacie. A co tam właściwie, dajmy się w tej opowieści zanurzyć.

Papież pisze List apostolski o teologii Dantego Alighieri
Dante Alighieri, Domenico di Michelino, Katedra Santa Maria del Fiore, Florencja

Przede wszystkim, żebyśmy ustalili jasno (sic!) fakty. Dantego znamy jako autora Boskiej komedii, dzieła światowego, które datuje się mniej więcej w zakresie 1308-1312. Najczęściej mogliśmy się spotkać z licznymi opracowaniami tego tekstu, określanego jako swoista panorama średniowiecznej myśli i rozumienia rzeczy wykraczających poza jednostkowe jestestwo. Średniowieczne imaginarium jednak w odrodzeniowym opakowaniu, bowiem język narodowy, włoski, nie łacina, dalej bycie bohaterem we własnym… dziele, wreszcie brak obaw przed mariażem biblijno-mitologicznym, wprowadzeniem elementów z kultury antycznej. Powróćmy jednak do sedna. Dla Dantego, który jest głównym bohaterem tego włoskiego poematu, wędrówka po zaświatach ma służyć przede wszystkich jako ścieżka moralnej odnowy, podążając w pełni różnorakich emocji poprzez znane nam trzy metafizyczne sfery – Piekło, Czyściec, Raj. Można dodać, bez zbędnej filozofii, ale właściwie dlaczego nie pójść o krąg dalej? Cyfra trzy, ma swoje głębsze znaczenie, jako ta idealna w wymiarze wiecznym, ale także stylistycznie wycyzelowana – trzy części Boskiej komedii, a każda z nich składająca się z trzydziestu czterech pieśni licząc z pieśnią wstępną. Piekło zawiera w sobie dziewięć kręgów, którymi podążamy w kierunku Czyśćca, który złożony z dziewięciu pięter prowadzi do Raju obdarzonego dziewięcioma częściami nieba, wyżej i wyżej w kierunku Absolutu.

Trzy rzeczy pozostały z raju: gwiazdy, kwiaty i oczy dziecka.

Tyle o strukturze i symbolach, ale w tym wszystkim niebagatelne znaczenie ma język włoski, którego kunszt można odkrywać wraz z lekturą Dantego. Zabawiając się lingwistycznie, a jednocześnie odszukując współczesnych metod celebracji ważnego dla literatury światowej momentu, możemy natrafić na akcję zapoczątkowaną  przez Akademii della Crusca pod nazwą „Codziennie nowe słowo Dantego”. Przywołuje ją w swoim artykule W końcu wychodząc, witaliśmy gwiazdy Sebastiano Giorgi, jako jedną z różnorakich inicjatyw przybliżających postać Dantego. Tym sposobem świętowania okazuje się publikowanie przez Akademię codziennie jednego słowa autora Boskiej komedii, „365 wpisów poświęconych dziełu Dantego: rzeczowe spojrzenie na słownictwo i styl poety, z krótkimi opisami”. Giorgi na łamach „Gazetta Italia” wspomina między innymi o wyrażeniach, takich jak „<<trasumanar>>, niezwykły neologizm stworzony przez Dantego, który oznacza doświadczenie znacznie wykraczające poza to, co ludzkie; <<color chce son sospesi>>, (moim zdaniem szczególnie warte uwagi) określenie na dusze znajdujące się w dantejskim Limbo, które stało się swego rodzaju powiedzeniem odnoszącym się do stanu niepewności czy oczekiwania”.

Plik:La Barque de Dante (Delacroix 3820).jpg – Wikipedia, wolna encyklopedia
Barka Dantego, Eugène Delacroix, Luwr

Wyjdźmy jednak z językowych dociekań, bowiem wszech miar recepcji Dantego idzie dużo dalej. Jednym z przykładów może okazać się spektakl Tańcząc Boską Komedię w choreografii Elwiry Piorun, zapowiadający się jako impresja dotykająca niektórych z wątków obecnych w poemacie wspominanego intelektualisty, szczególnie w zestawieniu plastyczności użytych metafor i fizycznego wyartykułowania, jakby wytańczenia zawartych w dziele wątków. Premiera Tańcząc Boską Komedię dopiero pod koniec września w Warszawie, ale już warto ten fakt odnotować.

MOMENT POBUDZENIA WYOBRAŹNI

Pozostaje jednak pytanie, co my w indywidualnym odbiorze możemy jeszcze wyłuskać z lektury osławionego Dantego Alighieri? Przecież bać, już się nie boimy, ale nieśmiało wolno powiedzieć, że to właśnie Dante literacko obmyślił piekło, pobudził ludzką wyobraźnię. A jak piekło to i czyściec oraz upragnione niebieskie bramy. Myślę, że pozostaje nam zamysł nad kunsztem słowa i moment pobudzenia wyobraźni także współczesnego czytelnika. Element konfrontacji z jakąś trudną do nazwania przestrzenią, daleko odbiegającą od tego co zwykłe, a jednak tak bliskiej poprzez nasze pragnienie choćby najmniejszego pierwiastka metafizyki.

Wreszcie, trudno wyobrazić sobie literaturę europejską bez Boskiej komedii, która inspirowała twórców wielu i właściwie nadal pozostaje misterną mozaiką ludzkich wad i zalet, gdzieś pomiędzy jałowością istnienia a mistycyzmem. W końcu każdemu z nas przydarzyło się „pośród ciemnego znaleźć się lasu”. Jak pisał Wiesław Chełminiak w tym kontekście, „kłopot jednak w tym, że Alighieri dążył do doskonałości, co wydaje się wyzwaniem ponad siły człowieka XXI wieku”. Nie wiem, czy tak jest do końca, dlatego że dzisiaj, równie mocno staramy się żyć mocniej, więcej, lepiej, dążymy do doskonałości, jednak jej cel sytuuje się zupełnie gdzie indziej.

Ilustracja
Portret Dantego, Sandro Botticelli

Dzisiaj 13 września 2021 roku, sięgając wstecz do daty śmierci Dantego wskazywanej na 13 lub 14 września 1321, można w taki sposób próbować przybliżać tę postać. Franciszek nazwał Dantego „prorokiem nowej ludzkości, która tęskni za pokojem i szczęściem”, a my przywołajmy także słowa włoskiego ministra kultury, który otwierając Rok Dantego, nie omieszkał sparafrazować ostatniego wersu Piekła. Że pomimo pandemicznych trudności i czasów – jak głosi chińskie przysłowie – z pewnością ciekawych, „wszyscy czekamy na to, by w końcu wychodząc, witać gwiazdy”.

~Jakub Horbacz

SZTUKA W REKLAMIE MÓWI DO CIEBIE

Często się słyszy o sztuce nawet o niej nie myśląc. Pierwsza myśl, że zdanie to prozaiczne, jednak gdyby się dłużej zastanowić, odkrywamy cały nieprzetarty szlak różnorakich skojarzeń, którym blisko do jak najpiękniejszej – a to komparatystyki, interdyscyplinarności, albo po prostu – wszechstronnej wiedzy. Dla wszystkich tego chłonnych, albo zwyczajnie szukających ciekawego, mniej sztampowego kontentu  do lektury, poleca się tekst autorstwa Sary Hass. Gdzieś na styku publicystycznego komentarza, czujnego oka, recenzji, plasuje się właściwie kolejny odcinek naszego cyklu „Sztuka w…”. Zapraszamy do lektury.

Kanadyjski filozof i teoretyk mediów, Marshall McLuhan, stwierdził kiedyś: ,,Pewnego dnia historycy i archeologowie odkryją, że reklamy naszych czasów są najbogatszym i najwierniejszym odzwierciedleniem życia codziennego i wszelkich czynności ludzkich, jakie pozostawiło po sobie jakiekolwiek społeczeństwo. Pod tym względem hieroglify egipskie nawet nie umywają się do reklam”. Trudno się z nim nie zgodzić – jesteśmy bombardowani reklamami na każdym kroku – nie tylko we wszystkich rodzajach mediów, ale na ulicy, w tramwaju, u fryzjera… Wszędzie. Chcemy obejrzeć film? Na wielu kanałach musimy liczyć się z reklamami… W kinie? Najpierw zwiastuny innych produkcji. Może pojedziemy na jakiś koncert albo festiwal? W porządku, tylko zanim usłyszymy wykonawcę – poznamy nazwiska sponsorów. Artykuł w Internecie? Zaraz można przeczytać, tylko najpierw przewinąć dziesiątki reklam natrętnie wyskakujących na ekranie. Reklam zatem w naszym życiu jest za dużo. Dlatego większość z nich ignorujemy. Dokonujemy selekcji, zwracamy uwagę na te, które w jakiś sposób mogą nas zainteresować – czy to produktem, który reklamują, czy samą jakąś ciekawą formą. Tylko co oznacza ,,ciekawa forma”? PRowcy różnych firm coraz częściej muszą silić się na jakieś oryginalne reklamy. Jednak to też nie jest łatwe – przecież konsumenci mają wrażenie, że wszystko już było. Już w ubiegłym wieku reklama zaczęła rozpowszechniać się na masową skalę. Dlatego też twórcy reklam musieli wpaść na pomysł, który będzie zachęcał klientów do kupna. Oczywiście, zjawisko, z którym mamy do czynienia obecnie, jest nieporównywalne. Wraz z rozwojem nowych technologii, ich idee muszą być jeszcze bardziej trafiające do odbiorcy.

Czymś, co dobrze się sprzedaje, jest (wbrew pozorom) sztuka. Reklama i sztuka – te pojęcia niewątpliwie żyją ze sobą w symbiozie. Bo któż z nas słyszałby o multimedialnej wystawie van Gogha czy dzieł Wyspiańskiego w Krakowie? Kto zainteresowałby się ,,Dziadami bez skrótów” w Teatrze Polskim we Wrocławiu albo wystawą ,,Dali, Warhol”, gdyby nie reklamy? Który mieszkaniec miasta z muzeum, wiedziałby, że w jedną majową noc ma możliwość darmowego zwiedzania jego zbiorów? Może i jakaś nisza pasjonatów sztuki, ale nawet oni najpierw muszą usłyszeć (albo przeczytać) i dzięki reklamie dowiedzieć się o danym wydarzeniu. Zwracamy wówczas uwagę na to, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy lub ignorowaliśmy. Reklama ,,ożywia” sztukę. Skończyły się czasy estetyki piękna i brzydoty rozumianej w sposób klasyczny. Idealne, muskularne nagie ciało młodzieńca, nie jest teraz wyznacznikiem tego, co nazywamy dziełem sztuki. Żyjemy w czasach popkultury, więc bardzo często sztuką jest to, czym ją nazwiemy. Można się z tym zgadzać lub nie, ale patrząc chociażby na popularność zjawiska zwanego performance czy coraz chętniej odwiedzane kontrowersyjne spektakle teatralne (powodem dla obejrzenia spektaklu Agaty Dudy-Gracz ,,Makbet” we wrocławskim Capitolu, okazały się głównie jego reklamy, plakaty wisiały na każdym słupie i w każdej gablocie, nie można było przejść obok tego obojętnie), trzeba docenić wpływ sztuki na codzienne życie człowieka. Może nie każdy na co dzień bywa na wystawie czy przeżywa katharsis siedząc w fotelu teatru, ale dzięki nowym technologiom, mamy większe możliwości czerpania z bogatego dorobku ogromu artystów.

Żyjemy w czasach popkultury, więc bardzo często sztuką jest to, czym ją nazwiemy.

Z własnych doświadczeń przywołać można chociażby zobaczoną wystawę ,,Dali, Warhol – geniusz wszechstronny” w Muzeum Teatru im. Henryka Tomaszewskiego we Wrocławiu. Jest ona poświęcona dwóm ikonom popkultury związanym zarówno ze sztuką, jak i reklamą. Salvador Dali wymyślił logo chupa chups – lizaków, które do dzisiaj widzimy na sklepowych półkach czy Andy Warhol, najlepszy PRowiec zup, o jakim Campbel’s mógł sobie pomyśleć, udowodnili, że dzieła sztuki wcale nie tracą na wartości, będąc kojarzone z reklamami, bądź też masowym konsumpcjonizmem, a wręcz przeciwnie. Banan z okładki płyty The Velvet Underground&Nico czy butelka coca coli sygnowana podpisem Warhola, są prawdopodobnie bardziej rozpoznawane we współczesnym świecie niż XVII-wieczne ,,klasyki” sztuki.

Wystawa dotyczyła twórczości obydwu autorów, a jej zwiedzanie umilało słuchanie audioprzewodnika, ambasadora wystawy, dziennikarza – Piotra Metza – plik z 45-minutową opowieścią o życiu Warhola i Dalego, każdy zwiedzający mógł odsłuchać dzięki aplikacji soundcloud (kolejny dowód na symbiozę sztuki, reklamy i technologii!). Nazwiska Dali i Warhol są obowiązkowe, kiedy mowa o kulturze i konsumpcjonizmie. Jednak nie są oni jedynymi twórcami kojarzonymi z reklamami czy też chętnie w reklamach wykorzystywanymi. ,,Mona Lisa” da Vinciego widnieje na miliardach koszulek, reklamowała Lufthansę, odkurzacze Miele, musztardy i sosy Develey. Gustaw Klimt zainspirował reklamę miksera KitchenAid, ,,Stworzenie Adama” Nokię, ,,Dawid” Michała Anioła nosił jeansy Levi’s.

Jak widać, sztuka w reklamie to bardzo popularne zjawisko. Człowiek żyje w kulturze już od czasów starożytnych, pochłania sztukę (czy ją rozumie i jak interpretuje, to już inna sprawa), a od reklam nie ma ucieczki. I o ile czasami reklama wzmocni w pewien sposób odbiór danego dzieła albo sprawi, że będzie ono bardziej docenione, to w wielu przypadkach przed stworzeniem reklamy jakiegoś produktu, twórcy powinni się zastanowić, czy nie zakrawa to o zwyczajną profanację…

~Sara Hass

ŚWIĘTA MIŁOŚCI KOCHANEJ OJCZYZNY

Pozostając w klimatach majowej jutrzenki mimowolnie powracamy w debacie publicznej do czasów końcówki XVIII wieku i zmian jakie się wówczas dokonały. Na piedestale, tak jak podpowiada naszym oczom obraz Matejki, oczywiście Konstytucja 3 Maja z 1791 roku. Stała się ona niewątpliwie symbolem przemian i powiewem konkretnych działań mających uzdrowić trudną sytuację polityczno-społeczną, w jakiej znalazła się Rzeczpospolita. Konstytucja majowa warunkowała ustrój państwa jako monarchię konstytucyjną, wprowadzała monteskiuszowski trójpodział władzy, znosiła wolną elekcję, likwidowała liberum veto, zmieniła pojęcie narodu nie utożsamiając go tylko i wyłącznie ze szlachtą.

Konstytucja 3 Maja 1791 roku – Wikipedia, wolna encyklopedia
Jan Matejko, Konstytucja 3 Maja 1791 roku

Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucyi narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła,

Warto słów kilka także poświęcić samym autorom. Rzecz jasna przede wszystkim pierwotną wersję przygotował Stanisław August, dalej na drodze dyskusji powstawał jej ostateczny kształt. I tutaj wspomnieć należy Ignacego Potockiego, Hugona Kołłątaja, Stanisława Małachowskiego ( powszechnie bardziej zapamiętani, choćby z lekcji historii) oraz postać, o której zazwyczaj się w tym kontekście nie mówi, czyli sekretarzu monarchy, Włochu Scipionie Piattolim. Był on redaktorem projektów ustawy rządowej i brał udział w pracach przygotowawczych. Wiemy, że niechybną inspiracją była uchwalona wcześniej konstytucja amerykańska oraz pomysły francuskie. Warto podkreślać, że to jednak polską konstytucję uznaje się za pierwszą w Europie i drugą na świecie sformalizowaną nowoczesną ustawę regulującą funkcjonowanie państwa. Gabinet króla prowadzony przez Piattoliego był ważnym ośrodkiem politycznym, który nawigował wewnętrzne strategie nim ujrzały światło dzienne.

230 lat temu uchwalono Konstytucję 3 maja. To symbol wielkich dokonań |  Telewizja Republika
Kazimierz Wojniakowski, Uchwalenie Konstytucji 3 maja 1791 roku

dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny naszej i jej granic z największą stałością ducha niniejszą konstytucyją uchwalamy

Zanim jednak do uchwalenia doszło, odbyły się obrady, które historycy i znawcy określili łagodnie jako bardzo burzliwe. Głosowanie zaplanowane pośpiesznie na jeden dzień było sporym zaskoczeniem, szczególnie dla magnaterii, która nie była przychylna zmianom ze względu na potencjalną utratę wpływów. Część posłów nie zjechała jeszcze do Warszawy po feriach wielkanocnych, więc nie było pełnego składu poselskiego. Na czas obrad Zamek Królewski król nakazał nawet otoczyć gwardią. Podczas obrad król Stanisław August zabierał po trzykroć głos wykazując potrzebę wprowadzenia zapisów konstytucyjnych oraz przegłosowania jej dla Rzeczpospolitej ustroju poprawy. Ciekawostką jest, że w chwili gdy król podniósł rękę do góry po raz czwarty, żeby zabrać głos, zostało to omyłkowo odebrane jako wezwanie do uchwalenia projektu konstytucji przez aklamację. Tak zresztą się stało.

Ażeby złagodzić obyczaje, na koniec poleca się swej uwadze biskup Krasicki i jego „Hymn do miłości ojczyzny”, którego słowa bardzo żywo oddają ducha tamtego czasu.

Święta miłości kochanej ojczyzny ,

Czują cię tylko umysły poczciwe .

Dla ciebie zjadłe , smakują trucizny ,

Dla ciebie więzy , pęta niezelżywe !

Bo to przecież wszystko z miłości jednak do Ojczyzny było. Wówczas w 1791 roku zdawano sobie sprawę z podniosłości czynu, który był opamiętaniem po pierwszym rozbiorze. Znamy dalsze przykre losy rozbiorowe, w których to właśnie pamięć o 3 Maja był motywacją do walk o niepodległą Polskę oraz odzyskanie podmiotowości jako wolne i suwerenne państwo. Dobrej majówki, owianej pamięcią o tamtych wydarzeniach i chwilą oddechu w codziennym zabieganiu.

~Jakub Horbacz

A MOŻE „FAUST” NA EKRANIE?

„Faust” w europejskim kodzie kulturowym, jest znany głównie z perspektywy motywu literackiego zgłębionego i przedstawionego w poemacie dramatycznym  Johanna Wolfganga von Goethego. Jednak filmowa – faustowska opowieść, sięga w swoich inspiracjach dalej, aż do ludowej germańskiej legendy, a właściwie licznych legend opiewających tytułową postać Fausta. Całość tej specyficznej  twórczości ludowej nazywana była zresztą  „Faustbucher” (Księgi o Fauście).

31 Faust ideas | goethe's faust, goethe, charles gounod
Plakat Karla Michela do filmu „Faust” z 1926 r.

Na tym opiera się fabularna wyjątkowość i symbolizm dzieła wyreżyserowanego w 1926 roku przez Friedricha Wilhelma Murnaua. Murnau zapisał się na kartach historii kina takimi produkcjami, jak chociażby „Nosferatu: Symfonia grozy” (chyba jego najsłynniejsze dzieło), czy „Portier z hotelu Atlantic”, które to filmy po dziś dzień stanowią rodzaj kulturalnego fenomenu – produkcji kultowych.

Ten fenomen jednak trzeba odkryć samemu. Na pierwszy rzut oka można się zastanawiać po co wracać do klasyki kina, do filmów trzeszczących, starych i czarno-białych? Czy efekty specjalne i wyostrzona wielobarwność nie wystarczą? A no, czasem warto zagustować w czymś innym. Tym bardziej, że w pandemicznej rzeczywistości szukamy często czegoś nieznanego. Witajcie w filmowym świecie „Fausta”…

Nie ma się co oszukiwać. „Faust” to jednak coś odmiennego. Można mieć wrażenie, że kino grozy dla współczesnego widza stanie się dobrą komedią. To jednak tylko na pierwszy rzut oka. Drugim rzutem, przy zgaszonym świetle,  z ludowych bajań wynurza nam się na ekranie postać mędrca, starca, świadomego swojego losu i zbliżającego się kresu życia. Na jego drodze pojawia się z nagła Mefistofeles oferujący Faustowi swoje niecne-diabelskie plany oddania mu swej duszy, za co Faustowi zwrócona by została młodość. Nie brakuje ukazanego skrzenia radości, szaleństwa, zauroczenia – poznaną Małgorzatą. Ukaże się cała paleta barw – płomiennych przeobrażeń stanów, od tragedii do szczęścia i wieńczącego całość przesłania o miłości, mogącej przezwyciężyć wszystko.

Wbrew pozorom, sama fabuła dzieła stanowi tylko przyczynek do programowego ukazania kunsztu filmu ekspresjonistycznego. Opowieść fabularna nie ma zbytnio skomplikowanej struktury, czy kłębiących się alogicznie wydarzeń. Wręcz przeciwnie, w swojej prostocie, przenosi uwagę odbiorcy na sposób obrazowania.

Ukazujący się na samym początku filmu, złowrodzy wędrowcy na koniach są najlepszym przykładem kunsztu realizatorskiego, różnorodności użytych tricków optycznych w warstwie realizatorskiej, mnogości następujących po sobie obrazów. Widza, szczególnie współczesnego, zaskoczy wyjątkowość już na samym poziomie historii czarno-białej i nastrojowej muzyki.

Dobitnie zaskakują nowatorskie, jak na owe czasy powstawania filmu użyte kontestatorsko efekty specjalne, łącznie z osnutym już filmową legendą odgórnym ruchem kamery, czy motywem Mefista ciążącego ponad miejską zabudową, który demonicznie miasto przysłania swoim płaszczem, ściągając na nie klątwy zarazy i zepsucia.

Wszystkie smaki kina – 89. „Faust” (1926) | Czipsy dwa w magicznym  świecie...
Kadr z filmu „Faust” w reż. F.W. Murnaua

Zaskakuje także aktorska kreacja Gosta Ekmana w roli Fausta, który z pełnym profesjonalizmem uwydatnia faustowskie emocje i dramat jednostki. W roli Małgorzaty, urzekająca Camilla Horn, w pozostałych rolach: Frida Richard, Eric Barclay, Hanna Ralph i oczywiście Emil Jannings, grający Mefistofelesa , który jako postać jest wprost przepełniony kontrastami, od grozy i niepojętego przerażenia, do uśmiechu, ironii, wręcz komedii. Nazwiska raczej za wiele nam nie mówią, ale warto otworzyć nową kartę na komputerze, żeby zerknąć z ciekawości w ich bogate aktorskie wcielenia.

Film ten pozostaje fasadowym dziełem ekspresjonistycznym, z całą frenezją obyczajowego dramatu, po obraz rodem z horroru. Ekspresjonizm niemiecki daje swój wyraz szczególnie przez główny- osobliwy, niecodzienny motyw.

 „Faust” chociaż może nużyć, jest wart uwagi przez swoją osobliwość. Spotęgowanie wewnętrznego rozdarcia, użycie głębokich symboli, zaskakuje. Produkcja ta z całą pewnością zasługuje na uznanie, nie tylko spośród produkcji czysto ekspresjonistycznych, ale także w całej historii kina. Polecam odkrywać na nowo filmy takie jak te, lekko zakurzone, ale dalej warte uwagi. Nie od razu Hollywood zbudowano, a współczesnemu odbiorcy przypada ten przywilej delektowania się powolnym procesem przechodzenia kina do formy, jaką znamy dziś.

 ~Jakub Horbacz

Poeta „z głową na karabinie”

Równo sto lat temu, 22 stycznia 1921 roku urodził się Krzysztof Kamil Baczyński.

Poeta, wybitny mistrz słowa i erudyta. Podharcmistrz Szarych Szeregów, żołnierz batalionu „Parasol” Armii Krajowej, jeden z najwybitniejszych twórców związanych z pokoleniem Kolumbów, którego w polskiej wyobraźni stał się wyraźnym symbolem.

Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i tekst „SAPERE AUDE 100. rocznica urodzin Krzysztofa Kamila Baczyńskiego FOTOŽródło:gov.pl FOTO Źródło: gov.pl "Zanim padłeś, jeszcze ziemiÄ™ przeżegnałeś rÄ™kÄ…. Czy to była kula, synku, czy to serce pekło?" krzyszhof kamil baczyaski Program Rozwoju @rganizacj nglata2018-203 PROO Sfinansowano przez Narodowy Instytut WolnoÅ›ci- Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 2030 NIW Narodowy Instytut WolnoÅ›ci”
Żródło: https://www.sejm.gov.pl

Udział Baczyńskiego w powstaniu warszawskim Stanisław Pigoń określił mianem „strzelania do wroga brylantami”. Poeta poległ tragicznie w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, w wieku zaledwie 23 lat.

I mnie przecież jak dymu laska wytryskała gołębia młodość; teraz na dnie śmierci wyrastam ja — syn dziki mego narodu.

Jako twórca zdążył napisać blisko 500 utworów wydając cztery tomiki swych wierszy. Osiągnął poetycką sprawność w tempie błyskawicznym. Patrząc z dzisiejszej perspektywy i śledząc dorobek jego pokoleniowych rówieśników, takich jak Tadeusz Różewicz, czy Herling-Grudziński, można tylko się domyślać jak wiele mógłby ten Autor „Elegii o…[chłopcu polskim]” wnieść dla polskiej kultury i dorobku intelektualnego.

Fascynuje dychotomiczność kreślonego przez Baczyńskiego poetyckiego świata. Precyzja słowa, językowa wrażliwość, plastyczne i obrazowe środki wyrazu otwierające przed czytelnikiem to „niebo złote” i „mleczów miękkich płynny lot”. Wreszcie powrót do romantycznego paradygmatu wplątanego w katastrofizm generacyjny „z głową na karabinie”.

Krąg jak nożem z wolna rozcina, przetnie światło, zanim dzień minie, a ja prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie.

Za komuny z twórczością Baczyńskiego obchodzono się ze względną „wstrzemięźliwością”, wynikającą choćby z Jego przynależności do Armii Krajowej (szczególnie w powojennej Polsce socjalistycznej był to czynnik dyskwalifikujący). Tym bardziej cieszy fakt, że obecnie poezja i dzieła Poety cieszą się zainteresowaniem i rozpoznawalnością nie tylko pośród specjalistów.

Setną rocznicę urodzin Krzysztofa Kamila Baczyńskiego symbolicznie uczcił Sejm RP poprzez ustanowienie go patronem 2021 roku. Na pewno wpłynie to pozytywnie na popularyzację i rozpowszechnienie tej trudnej egzystencjalnie, ale pięknej lirycznie twórczości.

(…)bo to była życia nieśmiałość, a odwaga—gdy śmiercią niosło. Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością.

~Jakub Horbacz

SYMBOLICZNE POPLĄTANIE

Na dziejowej osi mamy 6 stycznia. Przed nami widać już zatem sylwetki Trzech Króli, czyli Święto Objawienia Pańskiego, a dla Kościoła prawosławnego wchodzimy w czas Bożego Narodzenia według kalendarza juliańskiego. Taki dzień otwiera przed nami bardzo interesujące pole do rozważań na gruncie tego, co przyjmujemy w codziennym zabieganiu za pewnik, ale tak naprawdę nie zawsze wiemy, o co chodzi… A chodzi tym razem o znaczenie symboli.

Peter Paul Rubens, Pokłon trzech króli

Wpisując w przeglądarkę hasło „święto Trzech Króli” wyskoczą nam pytania, czy są w ten dzień otwarte sklepy, albo czy trzeba iść do kościoła? Jednak trudno będzie odnaleźć informację na temat tego, skąd się wzięli trzej mędrcy ze Wschodu, a co dopiero przetrzeć oczy ze zdumienia, że jest to święto wcześniejsze nawet od Bożego Narodzenia.

Na Wschodzie było ono obchodzone już w III wieku. Zacznijmy jednak od kulturowych bohaterów wydarzeń, czyli mędrców, inaczej zwanych królami, bądź magami. Tak naprawdę sięgając do źródeł biblijnych odnajdziemy jedynie w Ewangelii wg św. Mateusza fragment, który głosi:

oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon.

Postacie te nie są więc historycznie określone, lecz stanowią owoc szerszego kręgu tradycji i obyczajów, w których zawarty jest sens mistyczny. Ujawnia się w nich pokłon świata dla Boga w ludzkiej osobie. Stąd inna nazwa święta obecnego w kalendarzu liturgicznym jako Objawienie Pańskie, bądź Epifania – encyklopedyczne nagłe ukazanie się (i zniknięcie) bóstwa w realnej postaci lub wizji (w czasie i przestrzeni).

Jedno z częstszych wyjaśnień mówi o tym, że w osobach trzech mędrców zawarta jest symbolika trzech okresów w życiu człowieka – dzieciństwa, dorosłości i starości, które niosą dla Dzieciątka złoto, kadzidło i mirrę. Symbole: władzy królewskiej, modlitwy i proroctwa śmierci. Takie są dary królów, choć oryginalnie w Piśmie Świętym pojawia się greckie słowo maggoi i stąd obecny w kulturze trop określający ich jako magów lub też astrologów, na co zwracał uwagę w swych pismach niejaki Orygenes.

W symbolice biblijnej trójka postrzegana była jako pełna harmonii i głębszych znaczeń, stąd nie bez przyczyny trzej królowie, Kasper, Melchior i Baltazar, złożyli trzy dary. Ich imiona także kryją w sobie coś tajemniczego, kreśląc obrazowo znane – nieznane sylwetki zdążające do Betlejem. Według danych apokryficznych „Gaspar posiadał kraj Arabów”, dalej Melchior, którego hebrajskie imię „melki-or” znaczy „Bóg jest moim światłem” i Baltazar – biblijny zapis akadyjskiego imienia tłumaczonego w postaci „Boże, pomagaj królowi”.

Choć w tym roku ze względów pandemicznych coroczne orszaki Trzech Króli nie odbędą się, to właśnie dzięki symbolom w takich momentach możemy zanurzyć się w niesamowitym orszaku ukrytych znaczeń i zobaczyć dokąd on nas poprowadzi. Tak jak pisał historyk religii Mircea Eliade w „Obrazach i symbolach”:

mieć wyobraźnię to widzieć świat w całej jego pełni, gdyż mocą i posłannictwem Obrazów jest ukazywać wszystko to, co opiera się konceptualizacji.

~Jakub Horbacz

FANTAZJI POLSKIEJ ECHA

To listopadowe Święto Niepodległości zawsze staje się okazją do mimowolnej refleksji nad tym powiewem wolności sprzed 102 lat. Ile w nim było pomieszania z poplątaniem. Z jednej strony spontanicznej radości i rozsmakowania się w pierwszych nieskrępowanych odruchach patriotycznego entuzjazmu. Z drugiej zaś w pełni zdziwienia, że ta wolność powróciła po latach niewoli, a wraz z nią na mapę Europy powróciła i Polska.

Warto zanurzyć się zatem listopadowo-niepodległościowo w historię kultury, która z różnych stron i w odmiennych kontekstach dziejowych, opowiadała nam o naszych narodowych zmaganiach i właściwie o nas samych. Oto niektóre z klisz zbiorowej pamięci z rocznicową dedykacją.

W uszach niech rozbrzmi niezapomniana „Fantazja polska” Ignacego Jana Paderewskiego pełna symboliki folkloru i melodycznej inwencji (trochę dziś zakurzona perła w koronie). Była ona właściwie symbolicznym wyrazem tego, co niczym wspólna metafizyczna cząsteczka wędrowało od zaborów do niepodległości. Jak pisał Paderewski:

„zabraniano nam Słowackiego, Krasińskiego, Mickiewicza. Nie zabroniono nam Chopina. A jednak w Chopinie tkwi wszystko”.

Chyba każdy z nas słyszy w tym momencie melodie Jego mazurków, etiud, marszy i polonezów…

Te same dźwięki grał też Jankiel w swym koncercie w „Panu Tadeuszu”, a spod strun cymbałów unosił się powiew dziejów rozbiorowych Rzeczpospolitej Obojga Narodów. I ta nadzieja na wolność Ojczyzny. Tam też wygrywał Wojski na rogu (a to echo grało), a z tradycji romantycznej zrodził się złoty róg z „Wesela” Wyspiańskiego jako swoisty symbol walki narodowowyzwoleńczej. W tle dodajmy jeszcze wizualny świat z malarskiego tryptyku Jacka Malczewskiego „Prawo-Ojczyzna-Sztuka” przepełnionego mityczną wizją nadziei na odzyskanie niepodległości.

Przechodząc od słowa, poprzez dźwięki do obrazu, wędrujemy wokół niektórych z tekstów kultury z matczynych ramion „pokrzepienia serc”, aż do „radości z odzyskanego śmietnika”, jak to określił Kaden-Bandrowski.

Meandrujemy w różnorakich obrazach zbiorowej świadomości, które łączy ta sama fantazja. Możemy ich mnożyć więcej z przeszłości, omawiać teraźniejszość i wspólnie kreować przyszłość.

Zapytacie co to za fantazja?

A to Polska właśnie.