Skip to main content
Kategoria

Sztuka

SZTUKA W REKLAMIE MÓWI DO CIEBIE

Często się słyszy o sztuce nawet o niej nie myśląc. Pierwsza myśl, że zdanie to prozaiczne, jednak gdyby się dłużej zastanowić, odkrywamy cały nieprzetarty szlak różnorakich skojarzeń, którym blisko do jak najpiękniejszej – a to komparatystyki, interdyscyplinarności, albo po prostu – wszechstronnej wiedzy. Dla wszystkich tego chłonnych, albo zwyczajnie szukających ciekawego, mniej sztampowego kontentu  do lektury, poleca się tekst autorstwa Sary Hass. Gdzieś na styku publicystycznego komentarza, czujnego oka, recenzji, plasuje się właściwie kolejny odcinek naszego cyklu „Sztuka w…”. Zapraszamy do lektury.

Kanadyjski filozof i teoretyk mediów, Marshall McLuhan, stwierdził kiedyś: ,,Pewnego dnia historycy i archeologowie odkryją, że reklamy naszych czasów są najbogatszym i najwierniejszym odzwierciedleniem życia codziennego i wszelkich czynności ludzkich, jakie pozostawiło po sobie jakiekolwiek społeczeństwo. Pod tym względem hieroglify egipskie nawet nie umywają się do reklam”. Trudno się z nim nie zgodzić – jesteśmy bombardowani reklamami na każdym kroku – nie tylko we wszystkich rodzajach mediów, ale na ulicy, w tramwaju, u fryzjera… Wszędzie. Chcemy obejrzeć film? Na wielu kanałach musimy liczyć się z reklamami… W kinie? Najpierw zwiastuny innych produkcji. Może pojedziemy na jakiś koncert albo festiwal? W porządku, tylko zanim usłyszymy wykonawcę – poznamy nazwiska sponsorów. Artykuł w Internecie? Zaraz można przeczytać, tylko najpierw przewinąć dziesiątki reklam natrętnie wyskakujących na ekranie. Reklam zatem w naszym życiu jest za dużo. Dlatego większość z nich ignorujemy. Dokonujemy selekcji, zwracamy uwagę na te, które w jakiś sposób mogą nas zainteresować – czy to produktem, który reklamują, czy samą jakąś ciekawą formą. Tylko co oznacza ,,ciekawa forma”? PRowcy różnych firm coraz częściej muszą silić się na jakieś oryginalne reklamy. Jednak to też nie jest łatwe – przecież konsumenci mają wrażenie, że wszystko już było. Już w ubiegłym wieku reklama zaczęła rozpowszechniać się na masową skalę. Dlatego też twórcy reklam musieli wpaść na pomysł, który będzie zachęcał klientów do kupna. Oczywiście, zjawisko, z którym mamy do czynienia obecnie, jest nieporównywalne. Wraz z rozwojem nowych technologii, ich idee muszą być jeszcze bardziej trafiające do odbiorcy.

Czymś, co dobrze się sprzedaje, jest (wbrew pozorom) sztuka. Reklama i sztuka – te pojęcia niewątpliwie żyją ze sobą w symbiozie. Bo któż z nas słyszałby o multimedialnej wystawie van Gogha czy dzieł Wyspiańskiego w Krakowie? Kto zainteresowałby się ,,Dziadami bez skrótów” w Teatrze Polskim we Wrocławiu albo wystawą ,,Dali, Warhol”, gdyby nie reklamy? Który mieszkaniec miasta z muzeum, wiedziałby, że w jedną majową noc ma możliwość darmowego zwiedzania jego zbiorów? Może i jakaś nisza pasjonatów sztuki, ale nawet oni najpierw muszą usłyszeć (albo przeczytać) i dzięki reklamie dowiedzieć się o danym wydarzeniu. Zwracamy wówczas uwagę na to, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy lub ignorowaliśmy. Reklama ,,ożywia” sztukę. Skończyły się czasy estetyki piękna i brzydoty rozumianej w sposób klasyczny. Idealne, muskularne nagie ciało młodzieńca, nie jest teraz wyznacznikiem tego, co nazywamy dziełem sztuki. Żyjemy w czasach popkultury, więc bardzo często sztuką jest to, czym ją nazwiemy. Można się z tym zgadzać lub nie, ale patrząc chociażby na popularność zjawiska zwanego performance czy coraz chętniej odwiedzane kontrowersyjne spektakle teatralne (powodem dla obejrzenia spektaklu Agaty Dudy-Gracz ,,Makbet” we wrocławskim Capitolu, okazały się głównie jego reklamy, plakaty wisiały na każdym słupie i w każdej gablocie, nie można było przejść obok tego obojętnie), trzeba docenić wpływ sztuki na codzienne życie człowieka. Może nie każdy na co dzień bywa na wystawie czy przeżywa katharsis siedząc w fotelu teatru, ale dzięki nowym technologiom, mamy większe możliwości czerpania z bogatego dorobku ogromu artystów.

Żyjemy w czasach popkultury, więc bardzo często sztuką jest to, czym ją nazwiemy.

Z własnych doświadczeń przywołać można chociażby zobaczoną wystawę ,,Dali, Warhol – geniusz wszechstronny” w Muzeum Teatru im. Henryka Tomaszewskiego we Wrocławiu. Jest ona poświęcona dwóm ikonom popkultury związanym zarówno ze sztuką, jak i reklamą. Salvador Dali wymyślił logo chupa chups – lizaków, które do dzisiaj widzimy na sklepowych półkach czy Andy Warhol, najlepszy PRowiec zup, o jakim Campbel’s mógł sobie pomyśleć, udowodnili, że dzieła sztuki wcale nie tracą na wartości, będąc kojarzone z reklamami, bądź też masowym konsumpcjonizmem, a wręcz przeciwnie. Banan z okładki płyty The Velvet Underground&Nico czy butelka coca coli sygnowana podpisem Warhola, są prawdopodobnie bardziej rozpoznawane we współczesnym świecie niż XVII-wieczne ,,klasyki” sztuki.

Wystawa dotyczyła twórczości obydwu autorów, a jej zwiedzanie umilało słuchanie audioprzewodnika, ambasadora wystawy, dziennikarza – Piotra Metza – plik z 45-minutową opowieścią o życiu Warhola i Dalego, każdy zwiedzający mógł odsłuchać dzięki aplikacji soundcloud (kolejny dowód na symbiozę sztuki, reklamy i technologii!). Nazwiska Dali i Warhol są obowiązkowe, kiedy mowa o kulturze i konsumpcjonizmie. Jednak nie są oni jedynymi twórcami kojarzonymi z reklamami czy też chętnie w reklamach wykorzystywanymi. ,,Mona Lisa” da Vinciego widnieje na miliardach koszulek, reklamowała Lufthansę, odkurzacze Miele, musztardy i sosy Develey. Gustaw Klimt zainspirował reklamę miksera KitchenAid, ,,Stworzenie Adama” Nokię, ,,Dawid” Michała Anioła nosił jeansy Levi’s.

Jak widać, sztuka w reklamie to bardzo popularne zjawisko. Człowiek żyje w kulturze już od czasów starożytnych, pochłania sztukę (czy ją rozumie i jak interpretuje, to już inna sprawa), a od reklam nie ma ucieczki. I o ile czasami reklama wzmocni w pewien sposób odbiór danego dzieła albo sprawi, że będzie ono bardziej docenione, to w wielu przypadkach przed stworzeniem reklamy jakiegoś produktu, twórcy powinni się zastanowić, czy nie zakrawa to o zwyczajną profanację…

~Sara Hass

O terapeutycznym działaniu różnych dziedzin sztuki, czyli „Sztuka w medycynie”

Bardzo inspirujące przy obecnej fazie rozwoju nauki, zdają się być pewnego rodzaju „styki” tematyczne, w których zazębiają się z pozoru tylko odrębne światy. Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, a nawet więcej – jest wskazane, żeby wykorzystując potencjał ludzkiej percepcji wnikać głębiej w zamknięte dziedziny wiedzy, ożywiając je inną perspektywą. Taki cel przyświeca monografii naukowej „Sztuka w medycynie”, o którą zapytałem jej pomysłodawczynię Marię Nowak. Książka jest efektem pracy młodych naukowców, na co dzień odkrywających tajniki m.in. medycyny, czy psychologii, jednak nie pozbawionych tzw. artystycznego usposobienia…  

Jakub Horbacz: Zapytam bezpośrednio. Skąd wziął się pomysł na książkę?

Maria Nowak: Wszystko zaczęło się od amerykańskiego neurologa Olivera Sacksa. Kiedy w książce Muzykofilia. Opowieści o muzyce i mózgu przeczytałam o halucynacjach słuchowych, zadałam sobie pytanie: “Skoro efektem pewnej nadaktywności mózgu jest muzyka, to czy można odwrócić to zjawisko i użyć melodii do wzbudzenia aktywności w niesprawnych obszarach mózgu (np. po udarze)?” W ten sposób wykreował się pierwszy temat. Później w tej drobnej idei opierającej się początkowo na jednym temacie zobaczyłam potencjał do połączenia dwóch bardzo bliskich mi światów: medycyny i sztuki.

JH: ”Sztuka w medycynie”, ciekawe połączenie. Co znajdziemy w środku, więcej sztuki w medycynie, jak mówi tytuł, czy może jednak medycyny w sztuce?

MN: Wydaje mi się, że “Medycyna w sztuce” byłaby pracą bardziej humanistyczną, skupiającą się na medycynie jako inspiracji artystów. Przyznam, że w ostatnim rozdziale monografii pt.”Od sztuki i filozofii do nowoczesnych technik barwienia tkanek i komórek” autorzy wspominają o dziełach tworzonych na podstawie obrazów znanych z medycyny. Jednak w książce skoncentrowaliśmy się na terapeutycznym działaniu różnych dziedzin sztuki.

JH: Różne dziedziny, jednak króluje medycyna. Jaki portret medycyny uwidocznił się najbardziej w kulturze? Czy musimy jej wizerunek dekonstruować? A może odkrywać na nowo?

MN: Pomijając różne wizerunki lekarzy, szpitali przedstawiane w serialach, książkach skupię się na samej dziedzinie nauk medycznych. Wydaje mi się, że mimo bardzo prężnego rozwoju medycyna jest widziana jako “stosy książek”. Nie bez powodu, bo faktycznie są one podstawą i spędza się nad nimi mnóstwo czasu. Uważam jednak, że bardzo ważne jest, żeby poza nimi widzieć dynamizm jej rozwoju. Czytać publikacje, uczestniczyć w konferencjach. Mówię to oczywiście z perspektywy przyszłego medyka i rozumiem, że nie każdego zainteresują artykuły medyczne. Warto dać się zaskoczyć medycynie i odpowiadając na ostatnie pytanie – odkrywać ją na nowo.

JH: Dlaczego warto sięgnąć akurat po tą publikację?

MN: Nie wiem jak powstawały i powstają inne monografie, bo każde wydawnictwo i redakcja rządzą się swoimi prawami. My mieliśmy szczęście współpracować z wydawnictwem, które mimo naszego braku doświadczenia potraktowało nas profesjonalnie przy okazji edukując. Chociaż momentami było trudno, a edycje zdawały się nie mieć końca, z perspektywy czasu jestem naprawdę dumna z tego, co stworzyliśmy. Oczywiście błędy zawsze mogą się zdarzyć, ale zapewniam, że zrobiliśmy wszystko, żeby wersja finalna była ciekawa, ale i miła dla oka. Może być ona dla kogoś formą wspomnianego wcześniej odkrywania medycyny na nowo. Odpowiedzią na to pytanie mogą być także cele naszej publikacji. Cytując fragment przedmowy: “Chcielibyśmy, żeby zmotywowała ona(monografia) pacjentów do skorzystania z arteterapii, arteterapeutów – zmotywowała do kontynuowania swoich działań, a naszych kolegów i koleżanki do pisania własnych prac“.