Skip to main content
All Posts By

Sapere Aude

Artykuł o niczym

Czym właściwie jest nic? Gdyby zadać to pytanie małemu dziecku, bez większych problemów odpowiedziałoby na pytanie śmiejąc się jednocześnie. Taki duży a nie zna odpowiedzi, przecież nic to… nic. Jest w tym jakaś logika, jednak postarajmy się wgłębić w znaczenie jakie niesie za sobą ów słowo.

Nic, według Słownika Języka Polskiego, to nieistnienie obiektu lub zdarzenia o właściwościach określonych, oraz że w żadnym stopniu dane zdarzenie nie miało miejsca. Innymi słowy, nic to po prostu brak czegokolwiek. Obecnie jeżeli poprosić kogoś, aby zilustrował nam „nic”, większość bez mrugnięcia okiem narysowałaby zero. Co ciekawe, koncepcja zera jest stanowczo nową dziedziną matematyczną.

Matematyczne nic

Symbol zera był wykorzystywany w systemie zapisu liczb, w których pozycja cyfry miała znaczenie. Dla przykładu liczba 42001 z odstępami zamiast zer staje się nieczytelna (42 1) oraz może zostać w łatwy sposób pomylona z liczbą 4201 (42 1). Pierwszy raz system pozycyjny do zapisu liczb wykorzystywali mieszkańcy Sumeru i Elamu około roku 3200 przed naszą erą. Zapis opierał się na liczbie „kopa”, czyli 60. Początkowo, brak wartości w danym miejscu oznaczano
właśnie pustym miejscem. Dany sposób zapisu odziedziczyli Babilończycy. Archeolodzy odnaleźli glinianą tabliczkę, pochodzącą z okresu starobabilońskiego, datowaną na lata 1900-1600 przed naszą erą. Umieszczono na niej listę trójek pitagorejskich. Brak cyfry w jednym z rzędów oznaczono na niej pustym miejscem.

Grecy do obliczeń używali zwykłych stołów z krążkami z odpowiednimi cyframi. W miejsce zera wstawiano pusty krążek bez żadnej liczby. Kiedy pod koniec średniowiecza zaczęto wykonywać działania na już dostępnym i tanim papierze, w miejsce zera rysowano zwykłe kółko, które miało przypominać krążek bez cyfry.

Status zera jako liczby w starożytnej Grecji budził niemałe kontrowersje. Pytano „czy nic może być czymś?”. Kwestia ta wiązała się z filozoficzną dysputą dotyczącą możliwości istnienia próżni. Niejasna interpretacja zera oraz nieskończoności (nieskończonego ciągu znaków zbieżnego do zera) stała się też jedną z podstaw sformułowania paradoksów Zenona z Elei.

Jednym z paradoksów Zenona jest wyścig Achillesa i żółwia. Stanowi on iż Achilles pozwala żółwiowi oddalić się o połowę dystansu, zanim zacznie swój bieg. Należy pamiętać, że biega on dwa razy szybciej od żółwia. W momencie, gdy Achilles dobiegnie do połowy dystansu, żółw będzie już w 3/4 dystansu. Gdy Achilles będzie w danym punkcie, żółw będzie zajmował 7/8 dystansu i tak w nieskończoność. Bardzo podobny jest paradoks strzały, która to zanim pokona dystans, musi przelecieć połowę dystansu. Następnie musi przelecieć połowę pozostałej części i tak również w nieskończoność. Rodzi się tu bowiem pytanie, czy dany dystans zostanie kiedykolwiek pokonany?

Innym, bardziej trafnym nicości paradoksem jest paradoks upadającego drzewa. Czy jeżeli drzewo upada w dziczy i nikt nie słyszy jego upadku, czy generuje jakikolwiek dźwięk? Dziś, dzięki rozwojowi nauki wiemy, że tak. Dźwięk jest falą przenoszoną przez drgania cząstek. Jeżeli więc drzewo upada, wytwarza falę dźwiękową. Może ona nie zostać usłyszana, jednak nie budzi wątpliwości, że istnieje. Co jeśli jednak drzewo upadnie w próżni? Taka fala nie powstaje, gdyż w próżni nie ma cząsteczek, które mogłyby przenosić falę. Czy odpowiedzieliśmy sobie zatem na pytanie czym jest nic? Czy jest tym próżnia? Czy więc zero odpowiada zapisowi próżni – no nie. Próżnię zostawmy na późniejsze rozważania, wróćmy zatem do matematycznej koncepcji zera.

Należy rozróżnić kilka pojęć w matematyce występujących pod wspólną nazwą zero. Liczba zero, należąca do zbiorów liczb całkowitych, wymiernych, rzeczywistych oraz zespolonych jest elementem neutralnym w grupach dodawania odpowiednich pierścieni liczbowych. W szczególności ma następujące własności wobec działania dodawania i mnożenia zdefiniowanych na tych zbiorach: a + 0 = a; a • 0 = 0. Cyfra zero, wykorzystywana w arytmetyce przy zapisie liczb w każdym systemie pozycyjnym, co zostało już przeze mnie wspomniane. A także symbol zero, który jest odrębnie definiowany w teorii grup, logice, teorii mnogości.

Bez zera nie moglibyśmy cieszyć się dzisiejszymi dobrami rozwoju, ponieważ każda elektronika bazuje na systemie binarnym, czyli zapisie liczbowym cyframi 0 i 1. Nawet ten esej istnieje tylko i wyłącznie dzięki zerze, gdyż bez niego nie powstała by żadna litera w dokumencie, nie wspominając już o samym programie służącym do edytowania tekstu.

Można więc pokusić się o konkluzję, iż zero nie jest niczym, jest fragmentem większej układanki tworzącej większą całość. Jest więc czymś, wyklucza to więc zero jako nic potwierdzając niejako samo przez się, że zero jest niczym. Rozważając znów matematyczne zero jako symbol: Zero symbolizuje nicość i brak. W odniesieniu do szeregu liczb symbolizuje też początek. Zauważmy więc, jak bardzo wpisuje się to w teologiczne rozważania nicości i początku.

Być albo nie być?

Kultura Indii określa stan braku zmartwień i absolutnego spokoju jako Nirwana. To właśnie do Nirwany dążą mnisi. Można by więc powiedzieć że cała kultura indyjska opiera się na dążeniu do nicości.

Z innej strony, jeżeli przyjęlibyśmy logikę przeciwności, idąc w ślad za pięciolatkiem, przeciwnością wszystkiego jest właśnie nic. Według Biblii danym wszystkim jest Bóg. Posługując się znów przeciwnościami, jeżeli Bóg jest wszystkim, brak Boga jest więc niczym. Tu moglibyśmy zakończyć rozważania, jednak pozostaje nam sama koncepcja Boga jako bytu wszechmogącego. Zakładając więc że istnieje, łatwo można przyjąć że jego brak jest więc niczym. Wszystko jest Nim a nic jest jego brakiem. Śledząc dalej wersety Biblii oraz nauczania teologiczne, takim brakiem Jego obecności ma być koncept piekła. Jeśli jednak przyjmiemy, że w dziejach ludzkości znalazła się choć jedna osoba, która trafiła do piekła (czyli straciła jakąkolwiek szansę na obcowanie z Nim) przebywa w chwili obecnej w piekle, czyli nicości. Czy więc nie wyklucza się to samo przez się? No bo skoro coś jest w nicości, to nicość nie jest już nicością, tylko jest już czymś.

Wróćmy jednak do początku, gdzie według Biblii było słowo. Nauka pokazuje nam że na początku był Wielki Wybuch. Można więc przyjąć, że w dziejach istnienia czegokolwiek jest on więc swoistym zerem. Jest bowiem początkiem. Ale czy na pewno? Naukowcy twierdzą, że zaraz przed Wielkim Wybuchem, Wszechświat istniał w innej, bardziej wybuchowej fazie – tak zwanej inflacji kosmologicznej, która trwała zaledwie biliardową część sekundy. To dzięki procesom wtedy zachodzącym możliwy był początek wszystkiego, co znamy. Znowu jednak, gdy wydawałoby się,
że odpowiedzieliśmy sobie na pytanie czym jest nic — niestety nie.

Kosmos – czyli wielka pustka?

Pozostając w Kosmosie, udajmy się do tak zwanego Wielkiego Nic. Wielkie Nic to pustka w wolarzu o średnicy 330 000 000 lat świetlnych, w której dotychczas znaleźliśmy zaledwie 60 galaktyk. Jednak największą znaną nam we wszechświecie pustką jest tak zwana Pustka KBC, która jest 6 razy większa niż wielkie nic. W tej Pustce znajduje się miedzy innymi nasza Droga Mleczna. Ale czy to znaczy, że oprócz tych kilku znalezionych tam galaktyce nic więcej nie ma? Niestety nie. Jesteśmy w stanie znaleźć tam chociażby kilka atomów wodoru na metr kwadratowy. Jest to całkiem spory wynik jak na tak ogromne przestrzenie. Co jednak znajduje się pomiędzy atomami? Wspomniana już przeze mnie próżnia.

Próżnia to prawdziwie naukowe nic. Parafrazując słowa Maxwella, próżnia jest czymś co pozostanie w naczyniu, jeżeli usuniemy wszystko co da się z niego usunąć. Jak zostało już przeze mnie wspomniane, próżnia nie posiada żadnej „substancji” pozwalającej przenosić fale dźwiękowe. Czy znaczy to że nie może przenosić nic? Nie do końca. Próżnia jest w stanie przenosić fale grawitacyjne.

Idąc za ogólną teorią względności, grawitacja nie jest siłą. Jest raczej zakrzywieniem czasoprzestrzeni. Fale grawitacyjne więc, to zakrzywienie, które rozchodzi się w próżni niczym fale na wodzie po wrzuceniu do niej kamyka. Coś musi jednak spowodować takie fale. Może tym czymś być chociażby fuzja dwóch czarnych dziur. Spójrzmy przez chwilę na światło. Bo ono też przemieszcza się w kosmosie. Jak wiemy z lekcji fizyki, światło przemieszcza się zawsze w prostej
linii po najmniejszej linii oporu. Jeśli spojrzymy na oddalony obiekt emitujący światło, ale zostanie on przysłonięty w połowie innym obiektem, rozchodzące się promienie będziemy mogli zaobserwować zakrzywione. Czy znaczy to że światło nie przemieszcza się w linii prostej? No nie. Nastąpiło po prostu zakrzywienie czasoprzestrzeni, a więc grawitacja, która w iluzoryczny sposób zakrzywiła nam tor przemieszczania się światła. Czy więc fale rozchodzą się w próżni? Raczej rozchodzą się w czasoprzestrzeni.

Zazwyczaj spoglądamy na czasoprzestrzeń jak na coś, w czym może coś być. Jednak jeżeli akurat niczego tam nie ma to co nam pozostaje? To właśnie jest próżnia.

A co, jeśli spojrzymy na próżnię bliżej? Czy niczego tam nie dostrzeżemy? To „nic” kryje w sobie kwantowe fluktuacje. Kwantowe fluktuacje są cechą naszej próżni. Polega to na tym, iż pojawiają się, tak jakby z nikąd, jakieś cząstki. Pojawiają, zderzają, a następnie znikają. David Hume argumentował, że chociaż spodziewamy się, że wszystko ma przyczynę z powodu naszego doświadczenia konieczności przyczyn, przyczyna może nie być konieczna w przypadku
formowania się wszechświata, który jest poza naszym doświadczeniem.

Właśnie tym nienamacalnym doświadczeniem są kwantowe fluktuacje, jednak skąd się pojawiają? Tu znów przychodzą nam Paradoksy Zenona. Otóż, skoro my jesteśmy w próżni, to w czym jest próżnia? Może właśnie to jest tym niczym?

Wróćmy do początków życia. Tym jednak razem do początków Twojego życia jako jednostki. W chwili obecnej, która jest tu i teraz, jesteś. Jednak zanim się urodziłeś, to po prostu Cię nie było. Po śmierci również Cię nie będzie (jednak tego do końca nie wiadomo). Patrząc od strony chociażby ateizmu, istniejemy tylko w chwili obecnej. Można by pokusić się o stwierdzenie, że żyjemy w skończonej nieskończoności, która jest określona ramami istnienia. Każdy z nas wie że
się urodził. Każdy też wie że kiedyś umrze, jednak na chwilę obecną poza tym co jest nie ma nic.

Świadomość tego jest pewnego rodzaju fenomenem, gdyż stanowi o samostanowieniu wszechświata. Ten cykl życia symbolizuje uroboros. Uroboros jest wężem, który zjada własny ogon formując się w okrąg. Jest on więc zarówno początkiem oraz końcem. To tak jak nieskończony ciąg wyrazów zmierzający ku zeru. Jest początkiem, czyli zerem. Jest też końcem. Koniec jest nowym początkiem. Bardzo dobrze ten model wyznań znają nurty hinduistyczne wierzące w reinkarnację. Uważają że nic w przyrodzie nie przepada, jedynie zmienia przeznaczenie. Tak też jeżeli uformowało się jakieś życie i przepadło, odrodzi się w innej formie.

Nic czy jednak coś?

Podsumowując już szereg zebranych doktryn, wierzeń, konceptów i teorii: znane i rozumiane przez nas nic jest brakiem czegokolwiek. Może być swego rodzaju początkiem, bądź też końcem. Przyglądając się istocie wszechświata, gdzie nawet w naukowo definiowanej nicości, możemy znaleźć coś należałoby więc zapytać: „Dlaczego istnieje raczej coś, niż nic?”. Jest to jednak jeszcze bardziej obszerny temat. Możemy więc, czysto teoretycznie, przyjąć koncepcję niczego jako braku. Używamy jednak tego wyłącznie w sytuacji, gdy chcemy dany brak zilustrować. Sami z siebie nie zauważamy nigdy braku. W tym momencie, na przykład, nie odczuwam braku, gdyż braku nie ma. Dopiero wskazanie nam na dany brak, tworzy niejako odczucie straty bądź nieposiadania w jakikolwiek sposób czegokolwiek. Czy więc koncepcja
niczego nie tworzy nam czegoś nowego na potrzeby zilustrowania niczego?

~Jakub Binkowski

SZTUKA W REKLAMIE MÓWI DO CIEBIE

Często się słyszy o sztuce nawet o niej nie myśląc. Pierwsza myśl, że zdanie to prozaiczne, jednak gdyby się dłużej zastanowić, odkrywamy cały nieprzetarty szlak różnorakich skojarzeń, którym blisko do jak najpiękniejszej – a to komparatystyki, interdyscyplinarności, albo po prostu – wszechstronnej wiedzy. Dla wszystkich tego chłonnych, albo zwyczajnie szukających ciekawego, mniej sztampowego kontentu  do lektury, poleca się tekst autorstwa Sary Hass. Gdzieś na styku publicystycznego komentarza, czujnego oka, recenzji, plasuje się właściwie kolejny odcinek naszego cyklu „Sztuka w…”. Zapraszamy do lektury.

Kanadyjski filozof i teoretyk mediów, Marshall McLuhan, stwierdził kiedyś: ,,Pewnego dnia historycy i archeologowie odkryją, że reklamy naszych czasów są najbogatszym i najwierniejszym odzwierciedleniem życia codziennego i wszelkich czynności ludzkich, jakie pozostawiło po sobie jakiekolwiek społeczeństwo. Pod tym względem hieroglify egipskie nawet nie umywają się do reklam”. Trudno się z nim nie zgodzić – jesteśmy bombardowani reklamami na każdym kroku – nie tylko we wszystkich rodzajach mediów, ale na ulicy, w tramwaju, u fryzjera… Wszędzie. Chcemy obejrzeć film? Na wielu kanałach musimy liczyć się z reklamami… W kinie? Najpierw zwiastuny innych produkcji. Może pojedziemy na jakiś koncert albo festiwal? W porządku, tylko zanim usłyszymy wykonawcę – poznamy nazwiska sponsorów. Artykuł w Internecie? Zaraz można przeczytać, tylko najpierw przewinąć dziesiątki reklam natrętnie wyskakujących na ekranie. Reklam zatem w naszym życiu jest za dużo. Dlatego większość z nich ignorujemy. Dokonujemy selekcji, zwracamy uwagę na te, które w jakiś sposób mogą nas zainteresować – czy to produktem, który reklamują, czy samą jakąś ciekawą formą. Tylko co oznacza ,,ciekawa forma”? PRowcy różnych firm coraz częściej muszą silić się na jakieś oryginalne reklamy. Jednak to też nie jest łatwe – przecież konsumenci mają wrażenie, że wszystko już było. Już w ubiegłym wieku reklama zaczęła rozpowszechniać się na masową skalę. Dlatego też twórcy reklam musieli wpaść na pomysł, który będzie zachęcał klientów do kupna. Oczywiście, zjawisko, z którym mamy do czynienia obecnie, jest nieporównywalne. Wraz z rozwojem nowych technologii, ich idee muszą być jeszcze bardziej trafiające do odbiorcy.

Czymś, co dobrze się sprzedaje, jest (wbrew pozorom) sztuka. Reklama i sztuka – te pojęcia niewątpliwie żyją ze sobą w symbiozie. Bo któż z nas słyszałby o multimedialnej wystawie van Gogha czy dzieł Wyspiańskiego w Krakowie? Kto zainteresowałby się ,,Dziadami bez skrótów” w Teatrze Polskim we Wrocławiu albo wystawą ,,Dali, Warhol”, gdyby nie reklamy? Który mieszkaniec miasta z muzeum, wiedziałby, że w jedną majową noc ma możliwość darmowego zwiedzania jego zbiorów? Może i jakaś nisza pasjonatów sztuki, ale nawet oni najpierw muszą usłyszeć (albo przeczytać) i dzięki reklamie dowiedzieć się o danym wydarzeniu. Zwracamy wówczas uwagę na to, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy lub ignorowaliśmy. Reklama ,,ożywia” sztukę. Skończyły się czasy estetyki piękna i brzydoty rozumianej w sposób klasyczny. Idealne, muskularne nagie ciało młodzieńca, nie jest teraz wyznacznikiem tego, co nazywamy dziełem sztuki. Żyjemy w czasach popkultury, więc bardzo często sztuką jest to, czym ją nazwiemy. Można się z tym zgadzać lub nie, ale patrząc chociażby na popularność zjawiska zwanego performance czy coraz chętniej odwiedzane kontrowersyjne spektakle teatralne (powodem dla obejrzenia spektaklu Agaty Dudy-Gracz ,,Makbet” we wrocławskim Capitolu, okazały się głównie jego reklamy, plakaty wisiały na każdym słupie i w każdej gablocie, nie można było przejść obok tego obojętnie), trzeba docenić wpływ sztuki na codzienne życie człowieka. Może nie każdy na co dzień bywa na wystawie czy przeżywa katharsis siedząc w fotelu teatru, ale dzięki nowym technologiom, mamy większe możliwości czerpania z bogatego dorobku ogromu artystów.

Żyjemy w czasach popkultury, więc bardzo często sztuką jest to, czym ją nazwiemy.

Z własnych doświadczeń przywołać można chociażby zobaczoną wystawę ,,Dali, Warhol – geniusz wszechstronny” w Muzeum Teatru im. Henryka Tomaszewskiego we Wrocławiu. Jest ona poświęcona dwóm ikonom popkultury związanym zarówno ze sztuką, jak i reklamą. Salvador Dali wymyślił logo chupa chups – lizaków, które do dzisiaj widzimy na sklepowych półkach czy Andy Warhol, najlepszy PRowiec zup, o jakim Campbel’s mógł sobie pomyśleć, udowodnili, że dzieła sztuki wcale nie tracą na wartości, będąc kojarzone z reklamami, bądź też masowym konsumpcjonizmem, a wręcz przeciwnie. Banan z okładki płyty The Velvet Underground&Nico czy butelka coca coli sygnowana podpisem Warhola, są prawdopodobnie bardziej rozpoznawane we współczesnym świecie niż XVII-wieczne ,,klasyki” sztuki.

Wystawa dotyczyła twórczości obydwu autorów, a jej zwiedzanie umilało słuchanie audioprzewodnika, ambasadora wystawy, dziennikarza – Piotra Metza – plik z 45-minutową opowieścią o życiu Warhola i Dalego, każdy zwiedzający mógł odsłuchać dzięki aplikacji soundcloud (kolejny dowód na symbiozę sztuki, reklamy i technologii!). Nazwiska Dali i Warhol są obowiązkowe, kiedy mowa o kulturze i konsumpcjonizmie. Jednak nie są oni jedynymi twórcami kojarzonymi z reklamami czy też chętnie w reklamach wykorzystywanymi. ,,Mona Lisa” da Vinciego widnieje na miliardach koszulek, reklamowała Lufthansę, odkurzacze Miele, musztardy i sosy Develey. Gustaw Klimt zainspirował reklamę miksera KitchenAid, ,,Stworzenie Adama” Nokię, ,,Dawid” Michała Anioła nosił jeansy Levi’s.

Jak widać, sztuka w reklamie to bardzo popularne zjawisko. Człowiek żyje w kulturze już od czasów starożytnych, pochłania sztukę (czy ją rozumie i jak interpretuje, to już inna sprawa), a od reklam nie ma ucieczki. I o ile czasami reklama wzmocni w pewien sposób odbiór danego dzieła albo sprawi, że będzie ono bardziej docenione, to w wielu przypadkach przed stworzeniem reklamy jakiegoś produktu, twórcy powinni się zastanowić, czy nie zakrawa to o zwyczajną profanację…

~Sara Hass

Przełomowy rok 2015

Od odzyskania niepodległości w 1989 roku, po zmianie wielu rządów i prezydentów , Polska nie stała jednak przed tak trudnym zadaniem jak w obecnym roku. Po 7 latach rządów Platformy Obywatelskiej kraj jest w opłakanym stanie . Niezależnie od tego jakie kto ma preferencje polityczne , czy jest biedny czy bogaty , musi przyznać ze codzienność z jaką się stykamy jest daleka od ideału . Służba zdrowia jest uznawana za jedną z najgorszych w całej Unii Europejskiej , emigracja z Polski przybiera na sile z miesiąca na miesiąc, przedsiębiorcy są niszczeni przez niejasne przepisy i biurokracje , majątek narodowy jest rozsprzedawany w straszliwym tempie ,a jałowe spory polityczne bardziej przypominają cyrk niż poważna debatę . Można by powiedzieć że teraz albo nigdy , że jak teraz nie wybierzemy mądrze to za rok może być już za późno.

Czytaj dalej

Czy chrześcijaństwo jest wartością europejską?

Karol Darmoros Każdego roku Unia Europejska przechodzi trudne momenty. Każdy szczyt europejskich przywódców zapowiadany jest jako ten „ostatniej szansy”. Każde takie spotkanie kończy się jednak wydaniem tzw. konkluzji i wspólnym zdjęciem uśmiechniętych polityków. Unia Europejska coraz bardziej zaczyna przypominać Ligę Narodów, szczególnie w obecnej sytuacji napięcia na wschodzie Europy. Co stało się z europejską solidarnością? Czy Polska po 25 latach od transformacji i 10 latach od wejścia w szeregi UE może dać Europie sygnał do powrotu do europejskich wartości? Polityczny mariaż z europejskimi mocarstwami pozbawił nas aspiracji do bycia regionalnym liderem. To miano możemy odzyskać, gdy wraz z krajami Europy Środkowo-Wschodniej przekonamy Brukselę, że idzie złą drogą, drogą antywartości.

Czytaj dalej

25 lat III RP – postkomunistyczna ewolucja

Michał Tkaczyszyn Jedną z najbardziej charakterystycznych cech systemów politycznych w postsocjalistycznej Europie Środkowej i Wschodniej, w opozycji do ukształtowanych po drugiej wojnie światowej demokracji zachodnioeuropejskich, jest obecność w nich partii postkomunistycznych. Zdrowy rozsądek w 1989 roku kazał sądzić, że ugrupowanie, które zostało politycznie zamordowane wynikiem wyborów kontraktowych i powszechnie uznane przez społeczeństwo za niepotrzebny łącznik z czasami słusznie

Czytaj dalej

Prawicowy flirt z nazizmem

Krzysztof Adamaszek
Nazizm często kwituje się stwierdzeniem, iż jest on nurtem „trudnym do jednoznacznego uplasowania na klasycznej osi lewica-prawica”. Pomimo tego po II wojnie światowej narodowy socjalizm zwykło się umieszczać jednoznacznie na skraju prawej strony areny ideologicznej. Ostatnimi czasy coraz częściej wskazuje się na jego ewidentne lewicowe konotacje – a konserwatyści zaczynają wręcz określać ten totalitarny system jako „czerwony”. Ile w tym prawdy? Czytaj dalej

Czy niektórzy mogą powiedzieć więcej ? O przemocy słownej i pułapce nierównego traktowania

Adrian Kowalczyk

Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: do pewnego miasteczka zjeżdżają przedstawiciele „skrajnej prawicy”[1] i „skrajnej lewicy”. Stają naprzeciwko siebie i wznoszą przykładowe okrzyki: „Polska dla Polaków”, „Żydzi do gazu”, „Jedna rasa biała rasa” etc. Natomiast z drugiej strony padają takie hasła jak np. „naziści do gazu”, „kapitaliści to ku**y i złodzieje”, „Nazistowskie łyse pały = ludzie pierwotni”. Do dwóch rozemocjonowanych grup podjeżdża policja. Która z tych grup zostanie zatrzymana i wobec niej zostanie wszczęte postępowanie karne[2]? Rozważmy ten kazus na gruncie prawa amerykańskiego i polskiego[3].

Czytaj dalej