Skip to main content
BlogEkonomiaHistoriaKulturaPolityka

Czy chrześcijaństwo jest wartością europejską?

By 4 maja 201421 września, 2020Brak komentarzy
Karol Darmoros Każdego roku Unia Europejska przechodzi trudne momenty. Każdy szczyt europejskich przywódców zapowiadany jest jako ten „ostatniej szansy”. Każde takie spotkanie kończy się jednak wydaniem tzw. konkluzji i wspólnym zdjęciem uśmiechniętych polityków. Unia Europejska coraz bardziej zaczyna przypominać Ligę Narodów, szczególnie w obecnej sytuacji napięcia na wschodzie Europy. Co stało się z europejską solidarnością? Czy Polska po 25 latach od transformacji i 10 latach od wejścia w szeregi UE może dać Europie sygnał do powrotu do europejskich wartości? Polityczny mariaż z europejskimi mocarstwami pozbawił nas aspiracji do bycia regionalnym liderem. To miano możemy odzyskać, gdy wraz z krajami Europy Środkowo-Wschodniej przekonamy Brukselę, że idzie złą drogą, drogą antywartości.

Na naszym blogu gościnnie Karol Darmoros ze Stowarzyszenia Młodzi dla Polski

Wartości europejskie już w artykule 2. wymienia Traktat Lizboński. Według tego przepisu „Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości”. Sygnatariusze deklarują, że te wartości są wspólne państwom członkowskim. Dodatkowo pada zaznaczenie, że wymienione zasady obowiązują w „społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn.” Wszystkie te sformułowania są niezwykle wzniosłe i szlachetne. Trudno się z nimi nie zgodzić. Problem pojawia się jednak, gdy przychodzi do interpretacji tych wartości. Choroba Unii, w tym także i Polski, polega na odejściu od wartości głoszonych przez Ojców Europy.

Robert Schuman, Charles de Gaulle, Jean Monnet, Paul-Henri Spaak, Alcide de Gasperi, Konrad Adenauer, Altiero Spinelli.Architektów Wspólnot Europejskich można by wymieniać długo. Różniło ich wiele. Partie, poglądy, kraje pochodzenia, kultury polityczne czy wyznanie. Każdy z nich przedstawiał swoją koncepcję integracji europejskiej. Charles de Gaulle chciał Europy Ojczyzn, współpracującej gospodarczo, ale uznającej suwerenność państw narodowych. Wieloletni francuski prezydent był również gorliwym katolikiem. Podobnie jak Konrad Adenauer, Alcide de Gasperi czy Robert Schuman. Wobec dwóch ostatnich Kościół katolicki prowadzi proces beatyfikacyjny. Politycy, którzy są na prostej drodze do tego, by stać się wzorem dla wszystkich wiernych. Dziś to nie do pomyślenia. W wymienionej grupie ojców Europy są także politycy lewicowi, mocno wspierający federację europejską. Wśród nich socjalista Paul-Henri Spaak, Altiero Spinelli czy Jean Monnet, bliski współpracownik Schumana. Sam fakt współpracy ludzi z dwóch światopoglądowych biegunów jest dziś nie do wyobrażenia. Szczególnie należy zwrócić tu uwagę na dziedzictwo Roberta Schumana, dwukrotnego premiera Francji oraz szefa tamtejszego MSZ. Wysokie standardy moralne, wiarygodność i klimat spokoju jaki wokół siebie tworzył, przysporzyły mu wielu zwolenników. Mimo że bliżej mu było do Europy sfederalizowanej, to nie zapominał o kulturowym i historycznym dziedzictwie każdego z państw.

Europa nie stworzy się od razu, ani na podstawie jednego planu” – głosił plan Schumana z 1950 roku. Podstawowym założeniem było zbudowanie zgody na linii Francja – RFN. Pragnienie pokoju było wspólnym mianownikiem ojców Europy. Dążenie do zakończenia konfliktów wynika również z chrześcijańskich korzeni Europy. Wówczas co do tego nikt nie miał wątpliwości. „Bez odniesień do Boga, nie będzie można zbudować Europy na solidnych podstawach” – mówił w 1948 roku papież Pius XII. Watykan przychylnie odnosił się do integracji europejskiej.W 1970 roku papież Paweł VI ustanowił nuncjusza apostolskiego w Brukseli. Wielokrotnie o chrześcijańskich korzeniach Europy mówił Ojciec Święty Jan Paweł II. Sekularyzacja i laicyzacja w imię poprawności politycznej wzięła jednak górę.

To znamienne, że dziś każdy z ojców Europy (nieważne czy socjalista, czy konserwatysta) jest uważany za męża stanu, a niemal każdy zakamarek związany z Unią Europejską nosi ich imiona. Czy za 20 wyobrażamy sobie ulicę Jose Manuela Barroso, plac Hermana van Rompuya czy aleję Catherine Ashton?

Bóg nieeuropejski

Końcem epoki prawdziwie chrześcijańskich demokratów w Europie była sprawa Traktatu Konstytucyjnego. Dokument miał wprowadzić Unię w rzeczywistość XXI wieku i nadać jej de facto status superpaństwa. Prace nad umową rozpoczęły się w 2001 roku, gdy na mocy deklaracji z Laeken powołano Konwent Europejski. Na czele około 100 polityków stanął były lewicowy prezydent Francji Valery Giscard d’Estaing a jego zastępcami zostali byli premierzy Belgii i Włoch – Jean-Luc Dehaene oraz Giuliano Amato. Wśród tej trójki do chadecji należał jedynie Belg Dehaene.

Projekt wywołał sporo kontrowersji, zarówno w warstwie czysto politycznej, jak i ideowej. Spór polityczny dotyczył przede wszystkim zupełnie zmienionego podziału głosów w Radzie Unii Europejskiej. Nowa formuła miała faworyzować największe i zarazem najbardziej ludne kraje. Najbardziej miały ucierpieć Polska i Hiszpania, dysponujące dotąd relatywnie sporą liczbą głosów. Kontrowersje wzbudziła również propozycja zmniejszenia składu Komisji Europejskiej do 15 osób. Oznaczałoby to, że mniejsze kraje mogłyby utracić swojego komisarza. Ponadto, wielu członków bardzo zaskoczył pomysł, że szkic stworzony przez grupę Giscarda d’Estainga ma być bez poprawek przyjęty jako Konstytucja Unii Europejskiej.

Co ciekawe wszystkie polityczne spory udało się mniej lub bardziej załagodzić. Konflikt na płaszczyźnie ideowej skończył się zwycięstwem … właśnie, czyim? Trudno całą lewicę europejską zdefiniować jako antychrześcijańską, ale w tym przypadku chyba należy tak postąpić. Ostatecznie w Traktacie ustanawiającym Konstytucję dla Europy nie znalazło się odwołanie do chrześcijańskich korzeni Starego Kontynentu.  Stanęło na następującym passusie: „Inspirowani kulturowym, religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy, z którego wynikają powszechne wartości, stanowiące nienaruszalne i niezbywalne prawa człowieka, jak również wolność, demokracja, równość oraz państwo prawne (…) uzgodnili, co następuje”.

Nie pomogły apele środowisk chrześcijańskich, w tym samego papieża Jana Pawła II. Głównym argumentem przeciwników było nawiązanie do laickiego charakteru państw członkowskich i ich rozdziału od religii. Jednak w ten sposób lewica fałszywie stawiała sprawę. W preambule wyraźnie chodziło o odwołanie się do chrześcijańskich źródeł, a nie obecnych systemów politycznych Europy. Paradoksalnie, lansowana w projekcie konstytucyjnym koncepcja federalistyczna najlepiej sprawdziła się w uniwersalistycznej wizji Europy, jako chrześcijańskiej republiki. Po drugie, wiele koncepcji społeczno-politycznych, na których opiera się Unia Europejska wynika wprost z treści chrześcijańskich. Wystarczy przypomnieć, że zasady subsydiarności (pomocniczości) oraz korporacjonizmu, będące jednymi z fundamentów zjednoczonej Europy, były przedmiotem analizy papieża Piusa XI w jego encyklice „Quadragesimo anno” z 1931 roku. Po trzecie, odwrócenie się od chrześcijańskich korzeni Europy, to także podważenie działalności architektów Unii Europejskiej – Roberta Schumana, Konrada Adenauera i Alcide de Gasperiego. Rezultatem ich działań było powołanie do życia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, której to ostro sprzeciwiali się … zachodnioeuropejscy socjaliści i komuniści.

Stolica Apostolska do końca walczyła o wpisanie wartości chrześcijańskich do eurokonstytucji. W pewnym momencie zaproponowano nawet pewne rozwiązanie kompromisowe. Jan Paweł II zgodził się na to, by w dokumencie była mowa o „głównie chrześcijańskich” korzeniach zjednoczonej Europy.Nie można odcinać korzeni, z których się wyrosło – mówił papież Polak. Niestety, Ojciec Święty pozostał osamotniony na polu walki o wartości. Kilka kilometrów od Watykanu, w Sali Kuracjuszy i Horacjuszy w Rzymie 29 października 2004 roku pod eurokonstytucją podpisali się przedstawiciele państw, zabiegających wcześniej o wzmiankę dotyczącą chrześcijaństwa. Chodzi przede wszystkim o polityków z Włoch, Irlandii, Hiszpanii i Polski. Eurokonstytucja nie znalazła akceptacji wśród Francuzów oraz Holendrów. Jej następca – traktat lizboński – w swojej preambule także milczy na temat wartości chrześcijańskich. Pod nim podpisali się już premier Donald Tusk oraz szef MSZ, a ostatecznie traktat ratyfikował prezydent Lech Kaczyński.

Polska na zakręcie

Szczególna rola Kościoła katolickiego w Polsce i szerzej – wartości chrześcijańskich – dała o sobie znać przy okazji transformacji ustrojowej. Hierarchowie uczestniczyli w rozmowach Okrągłego Stołu, a wcześniej – duchowieństwo było jednym z motorów antykomunistycznej opozycji. Losy kraju były oczywiście bliskie także Janowi Pawłowi II, który jako papież inspirował zmiany polityczne.

Jeszcze u schyłku rządów komunistów, w maju 1989 roku, przyjęto ustawę o gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz o stosunkach między państwem i Kościołem. Przepisy gwarantowały między innymi swobodę kultu, dawały osobowość prawną wszystkim strukturom kościelnym (także uczelniom i stowarzyszeniom katolickim), znosiły również wszelkie ograniczenia dotyczące działalność wydawniczej Kościoła i jego obecności w mediach. Po wyborach czerwcowych restytuowano Ordynariat Polowy a także ponownie nawiązano stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską. Dzięki temu Polska miała podstawy, by negocjować konkordat. Umowę podpisano w lipcu 1993 roku, jednak obstrukcja ze strony postkomunistów skutkowała tym, że konkordat wszedł w życie dopiero po 5 latach.

W pierwszych latach po transformacji wprowadzono również prawny zakaz aborcji, dopuszczając jej dokonywanie w pewnych wypadkach, co stanowiło formę kompromisu. W kampanię na rzecz ochrony życia mocno włączył się Kościół, podkreślając, że należy stworzyć fundamenty demokracji. Jednak w 1996 roku, zaledwie po 3 latach obowiązywania ustawy, lewica podważyła kompromis. Rozszerzono wówczas katalog przypadków, które uprawniają do aborcji.

Wartości chrześcijańskie były również elementem dyskusji na temat brzmienia preambuły do Konstytucji III RP. Należy pamiętać, że w 1997 roku rządzili postkomuniści, jednak mimo tego udało się znaleźć kompromisowe rozwiązanie. Polska ustawa zasadnicza odwołuje się do chrześcijańskiego dziedzictwa narodu. Uznaje jednocześnie przekonania religijne za sprawę indywidualną „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”. Najważniejszy polski akt prawny jest zatem silnie osadzony w chrześcijańskich wartościach. Mimo niesprzyjających warunków politycznych, można było wówczas mówić o ogólnonarodowym uznaniu istoty wartości chrześcijańskich.

Angażowanie się Kościoła w sprawy społeczne i polityczne (związane np. z ochroną życia) nie było jak dziś nazywane przez główne media „mieszaniem się hierarchów do polityki”. Szczególnie w pierwszych latach po transformacji Kościół był traktowany jako pełnoprawny uczestnik debaty publicznej. Pierwsze sygnały zmiany tej sytuacji przyniosły rządy SLD-PSL w latach 1993-1997 oraz SLD-UP w latach 2001-2005. Bezpośrednie ataki na Kościół i wartości chrześcijańskie hamowała obecność Jana Pawła II, który uważnie śledził sytuację społeczno-polityczną w Polsce i sam często pielgrzymował do kraju. Dodatkowym czynnikiem powstrzymywania się lewicy przed otwartym starciem z katolikami, była potrzeba uzyskania poparcia Kościoła dla akcesji Polski do Unii Europejskiej. Ówczesny premier Leszek Miller powiedział, że „Unia była warta mszy”. Nie przeszkodziło mu to, by później często atakować duchownych, na przykład w zeszłym roku po uroczystości Bożego Ciała, gdy porównał polskich hierarchów do irańskiego ajatollaha Chomeiniego.

Swoją niechlubną kartę w odejściu od wartości chrześcijańskich w polityce zapisał również Jarosław Kaczyński. Jako premier zablokował inicjatywę ówczesnego marszałka Sejmu Marka Jurka, który proponował wpisanie do Konstytucji zapisu o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

Prawdziwą wojnę wartościom chrześcijańskim wypowiedział Janusz Palikot. Nie sposób zliczyć ile razy jego środowisko polityczne opluwało Kościół  katolicki. Chyba najbardziej obrzydliwym przypadkiem były słowa Ewy Wójciak, dyrektor poznańskiego Teatru Ósmego Dnia, która nazwała papieża Franciszka „ch***m”. Wtórował jej sam Janusz Palikot, mówiąc „miejcie odwagęnazwać ch***m tego, kto jestch***m”. Ostatecznie pani Wójciak znalazła się na listach wyborczych Europy Plus – Twojego Ruchu do Parlamentu Europejskiego. Znamiennym jest fakt, że jej nominacja przeszła bez echa w mediach.

W pewną antykościelną narrację wpisuje się światopoglądowa ewolucja głównej partii na polskiej scenie politycznej – Platformy Obywatelskiej. Ugrupowanie rozpoczynało swoją działalność jako partia prawicowa, wyznająca doktrynę konserwatywnego liberalizmu. W 2005 roku dla członków tej formacji zorganizowano rekolekcje w Krakowie, zaś wielu liderów tego ugrupowania wywodziło się z katolickich i antykomunistycznych środowisk. Lider partii Donald Tusk po latach wziął nawet ślub kościelny ze swoją żoną Małgorzatą. Zmiana poglądów zaczęła być zauważalna w 2010 roku. Premier i jego formacja, mimo nielicznych wyjątków, zaczęli przyklaskiwać legalizacji in vitro, likwidacji Funduszu Kościelnego i zmianom w finansowaniu lekcji religii w szkołach. Sam Donald Tusk stwierdził, że jego partia nie będzie „klękać przed księżmi”.

Otwarte odwrócenie się polskich rządzących od wartości chrześcijańskich zbiegło się z osłabieniem pozycji Polski za granicą oraz kryzysem instytucjonalnym Unii Europejskiej. Odejście od zasad chrześcijańskich przejawia się również we wszelkiej krytyce tych, którzy chcą powrotu do prawdziwych korzeni zjednoczonej Europy. Wystarczy wspomnieć przykład Węgier i Viktora Orbana, który zmieniając konstytucję swojego kraju, wprowadził bezpośrednie odwołanie się do Boga. Między innymi za to spadły na niego gromy ze strony europarlamentarzystów, członków Komisji Europejskiej i przywódców innych państw. Węgierską konstytucję badał nawet Parlament Europejski. Krytykowanowydanie przez rząd Orbana środków z Europejskiego Funduszu Społecznego na kampanię przeciwko aborcji oraz zdefiniowanie małżeństwa jako związek mężczyzny i kobiety.

Po 25 latach od odzyskania wolności i 10 latach od wejścia do Unii Europejskiej Polska musi sobie zdać sprawę z faktu, że zaniedbany dotąd (również przez nas) blok państw Europy Środkowo-Wschodniej musi zostać odbudowany. Grupa Wyszehradzka powinna stać się nowym, silnym ośrodkiem zarówno w Unii Europejskiej, jak i w NATO. Szczególnie w kontekście obecnego napięcia ukraińsko-rosyjskiego. Początkiem tworzenia się takiej istotnej wspólnoty państw musi jednak być powrót do podstawowych wartości chrześcijańskich. To właśnie na ich podstawie tworzyła się zjednoczona powojenna Europa, która była w stanie odpowiedzieć na wiele zagrożeń zimnowojennego świata. Chrześcijaństwo przestało być wartością europejską. A unijna flaga wzorująca się na wieńcu z 12 gwiazd maryjnych już dawno przestała kojarzyć się z pierwotną symboliką.

Karol Darmoros

Stowarzyszenie Młodzi dla Polski