Skip to main content
Blog

Czy niektórzy mogą powiedzieć więcej ? O przemocy słownej i pułapce nierównego traktowania

By 11 stycznia 2014Brak komentarzy

Adrian Kowalczyk

Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: do pewnego miasteczka zjeżdżają przedstawiciele „skrajnej prawicy”[1] i „skrajnej lewicy”. Stają naprzeciwko siebie i wznoszą przykładowe okrzyki: „Polska dla Polaków”, „Żydzi do gazu”, „Jedna rasa biała rasa” etc. Natomiast z drugiej strony padają takie hasła jak np. „naziści do gazu”, „kapitaliści to ku**y i złodzieje”, „Nazistowskie łyse pały = ludzie pierwotni”. Do dwóch rozemocjonowanych grup podjeżdża policja. Która z tych grup zostanie zatrzymana i wobec niej zostanie wszczęte postępowanie karne[2]? Rozważmy ten kazus na gruncie prawa amerykańskiego i polskiego[3].

  1. W realiach amerykańskich, można sądzić, że albo obie grupy, albo żadna z tych grup zostanie/nie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności karnej.
  2. W Polsce tylko ta pierwsza zostanie zatrzymana i pociągnięta do odpowiedzialności. Albo inaczej – sankcja karna będzie bardziej dotkliwa dla tej pierwszej grupy.

Skąd taka rozbieżność między oboma systemami prawnymi?

Po pierwsze, odpowiedzi na wyżej postawione pytanie należy doszukiwać się na podłożu filozofii wolności słowa i jej ograniczeń, o których pisałem we wcześniejszym artykule: http://wmeritum.pl/kiedy-zatanczymy-na-ulicy-czyli-o-wolnosci-slowa-w-ujeciu-amerykanskim/

Po drugie, inaczej rozumiana jest koncepcja równości oraz dyskryminacji, a w szczególności gdy tyczy się ona tak delikatnej kwestii, jaką jest wolność słowa.

Otóż na gruncie amerykańskim, jak podkreślił Sąd Najwyższy USA w orzeczeniu R.A.V. v. St. Paul (słowo wyjaśnienia o stanie faktycznym przywołanej sprawy: grupa młodocianych chłopaków spaliła na posesji czarnoskórej rodziny krzyż; takie zachowanie było karane na podstawie ordynansu miejskiego – za lżenie kogoś z powodu jego rasy, koloru skóry, wyznawanej religii lub płci. Sądy stanowe skazały młodocianych na podstawie prawa miejscowego. SN USA uznał ordynans za sprzeczny z Konstytucją z powodu jego dyskryminacyjnego charakteru), „Niedopuszczalne jest tedy nieusprawiedliwione konstytucyjnie różnicowanie sytuacji podmiotów posiadających tę samą prawnie relewantną cechę (np. autorów „fighting words”), jeśli pierwsza poprawka nie zezwala z jakichś przyczyn na wprowadzenie takiej dyferencjacji.” Następnie: „Regulacje zaskarżonego aktu normatywnego odnoszą się bowiem wyłącznie do tych „fighting words[4]”, które prowokują przemoc „z powodu rasy, koloru skóry, wyznawanego credo, religii lub płci”. Tym samym posługiwanie się „obraźliwymi inwektywami nieważne, jak podłymi lub ostrymi – okazuje się dozwolone, jeśli tylko nie odnoszą się one do jednego ze szczególnie potępianych tematów. Ci, którzy pragną użyć «fighting words» w powiązaniu z innymi poglądami – aby np. wyrazić niechęć motywowaną polityczną afiliacją, członkostwem w związkach zawodowych lub homoseksualizmem adresata – pozostają bezkarni.” Jak podsumował niniejszy wyrok sędzia Scalia, St. Paul nie posiada konstytucyjnej kompetencji, by pozwalać jednej ze stron publicznej dyskusji na „debatę freestyle”, a zarazem żądać od drugiej, by przestrzegała arystokratycznych zasad „Markiza Queensberry”. Ordynans penalizujący tylko motywowany uprzedzeniami przekaz nienawiści stanowi selektywne ograniczenie wolności słowa uzasadnione doktrynalnymi preferencjami większości (która, jak przyznawali przed SN przedstawiciele St. Paul, pragnęła pokazać reprezentantom mniejszości, że potępia przejawy „grupowej nienawiści”). Konstytucja wyklucza możność takiego postępowania.

Czyli jak możemy zauważyć w omawianej przez nas sytuacji na wstępie, jeżeli wypowiedzi owych dwóch grup zostałyby zakwalifikowane do „fighting words” wtem policja powinna dokonać zatrzymań członków obu grup ze względu, że używają oni słów prawem zakazanych. Gdyby jednak okazało się, że wypowiedzi te niosą ze sobą jakąś wartość ze względu na pierwszą poprawkę do Konstytucji („Żadna ustawa Kongresu nie może wprowadzić religii ani zabronić swobodnego praktykowania jej, ograniczać wolności słowa lub prasy ani prawa ludu do spokojnych zgromadzeń lub do składania naczelnym władzom petycji o naprawienie krzywd”), wtem podlegają one ochronie, a policja powinna jedynie oddzielić od siebie obie grupy.

Na gruncie prawa polskiego, w omawianym wyżej przykładzie, miałby najpewniej zastosowanie art. 257 Kodeksu karnego.[5]

„Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”[6]

Jak więc widzimy, hipotezę w/w przepisu wypełnia jedynie grupa pierwsza. Bowiem to ona używa słów, które prawem są zakazane. Takie też rozumowanie często znajdowało wyraz w orzecznictwie sądów polskich –  np. sprawa Tejkowskiego – rozdawanie antysemickich ulotek[7] czy też sprawa Kazimierza Świtonia[8]. Znanym jest również proces Leszka Bubla odnośnie sformułowań zawartych w jego książce „Polsko Żydowska wojna o krzyże”. Jak więc możemy zauważyć, w polskiej rzeczywistości normatywnej powstaje pewnego rodzaju luka prawna, bowiem możemy folgować sobie słownie wobec np. homoseksualistów, działaczy partyjnych lub związkowych, osób o określonych preferencjach politycznych czy ideologicznych, a nie możemy tego czynić wobec np. grup narodowościowych czy etnicznych.

Moim zdaniem, mamy dwie drogi wypełnienia owej luki. Pierwsza, to ta zakorzeniona w jurysprudencji amerykańskich, czyli nie rozróżnianie „fighting words” ze względu na atakowany przedmiot np. pochodzenie etniczne/rasowe, wyznawanie religii etc., tylko równe ich wyjęcie spod ochrony prawnej (w takim przypadku należy zastanowić się nad zmianą sankcji w art. 216 KK) . Karzmy więc za obraźliwe słowa, a nie za słowa skierowane do określonej osoby obdarzonej pewną cechą rodzajową. Czyż bowiem chamstwo nie pozostaje chamstwem bez względu na kolor skóry, płeć, czy wyznawane poglądy etc.?

Natomiast druga droga to powiększanie hipotezy przepisów, takich jak np. art. 257 KK, o kolejne grupy osób, które mają podlegać ochronie ze względu na określoną cechę. Czy jednak taki zabieg nie będzie prowadził do ograniczenia wolności słowa? Choć na pierwszy rzut oka przepis ten wydaje się słuszny – oto pozbywamy się wypowiedzi, które mogą ranić, poniżać inne osoby, to jednak w obliczu tak trudnych do zdefiniowania pojęć jak „rasa”, „znieważenie publiczne”, czy nie będzie on nadużywany np. do tępienia opozycji politycznej, nieprzychylnych rządowi grup społecznych, bądź ruchów, które nie podobają się większości?

Znów zadać sobie należy pytania, czy pod pozorem bezpieczeństwa nie jest ograniczana wolność? Czy oto nie tworzymy mechanizmu, który w łatwy sposób może stać się narzędziem opresji wobec niewygodnych dla władzy osób? Jeżeli bowiem obładujemy fighting words różnego rodzaju dodatkowymi przesłankami – np. przynależność etniczna, homoseksualizm, należenie do partii lub związku zawodowego, wyznawane poglądy – wszystkie te pojęcia będą musiały zostać zdefiniowane. Jeżeli nie przez ustawodawcę, to przez orzecznictwo sądów, które czerpać będą z nauki – gdzie zapewne nie zostaną wypracowane jednolite ramy tych pojęć. Brak normatywnych podstaw do definiowania w/w pojęć może prowadzić do zacieranie się granic między tym co dozwolone a zakazane. Jak przyjmuje, większość z Nas, będąc ludźmi ostrożnymi i obawiając się sankcji karnej, nie będzie wyrażało swych poglądów, obawiając się, czy przypadkowo jego wypowiedź nie zostanie podciągnięta pod dyspozycje odpowiedniego artykułu kodeksu karnego. Tym samym, wolność słowa będzie powoli umierała, bez głośnego szumu medialnego. Sami zaczniemy się po prostu ograniczać w tym, co mówimy, a stąd już tylko krok by nie dopuszczać do siebie pewnych myśli, które będą „oczywiście” szkodliwe.

Podsumowując, moim zdaniem nie potrzebujemy aktualnie tak szczegółowych przepisów jak art. 257 KK – wystarczy ogólne sformułowanie, że kto lży lub znieważa drugą osobę podlega karze, ponieważ każdy z nas jest człowiekiem i z tego powodu zasługuje na jednakową ochronę bez względu na to jakiej jest rasy, etnicznej przynależności, orientacji seksualnej, wyznawanych poglądów.[9] Należy też postawić pytanie, czy pozostawienie w/w przepisu w obecnym brzmieniu nie wydaje się sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości obywateli względem prawa?[10] Co Państwo sądzicie na powyższy temat? Którą drogą powinniśmy kroczyć? Może widzicie Państwo jakąś drogę pośrednią ?


[1] Sformułowanie wzięte w nawias ze względu na potoczne rozumienie prawicy i lewicy, bowiem jak się wydaje, tak naprawdę obie grupy tworzą lewe skrzydło sceny politycznej. Szerzej na ten temat: https://www.sapere-aude.org.pl/czerwien-flagi-i-czern-swastyki-socjalizm-a-nazizm/

[2] Zakładamy, że grupy ograniczą się jedynie do ekspresji słownej.

[3] Oczywiście, nie mam tu na myśli roztrząsania różnic w prawodawstwie karnym USA i Polskim, a kazus ma jedynie stać się osnową poniższych wywodów.

[4] Są to więc słowa  „lubieżne, obsceniczne, znieważające, profanujące i obrażające”, które mogą doprowadzić do zakłócenia porządku publicznego oraz bezpośrednio do aktu przemocy ze strony obrażonej osoby. Tego rodzaju wypowiedzi nie przyczyniają się do swobodnej wymiany poglądów i mają do tego stopnia znikomą wartość społeczną, że jakakolwiek korzyść z objęcia ich ochroną jest zniesiona przez wymogi ochrony porządku i moralności publicznej.

[5] Dz.U. 1997 nr 88 poz. 553. Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. kodeks karny

[6]Art. 216 KK – który mówi o znieważeniu w ogóle. Zwróćmy uwagę na sankcję  karną

§ 1. Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła,
podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2. Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 3. Jeżeli zniewagę wywołało wyzywające zachowanie się pokrzywdzonego albo jeżeli pokrzywdzony odpowiedział naruszeniem nietykalności cielesnej lub zniewagą wzajemną, sąd może odstąpić od wymierzenia kary.
§ 4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.
§ 5. Ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego.

[9] Wystarczy więc nieco przemodelować przepis 212 KK.

[10] Więcej na temat zagrożenia wolności słowa przez penalizację hate speech : http://liberalis.pl/2008/01/17/bartlomiej-kozlowski-kodeksem-w-homofobow