Skip to main content
BlogPolityka

Populizm penalny

By 31 października 2013Brak komentarzy

Stefan Zimny

W ubiegłą środę Sejm przyjął – miażdżącą większością głosów – ustawę o leczeniu przestępców z zaburzeniami po odbyciu przez nich kary. Termin prac nad uchwalonymi rozwiązaniami nie jest przypadkowy. Geneza tej ustawy sięga późnych lat osiemdziesiątych, kiedy to w Polsce obowiązywało (od 1988 roku), z początku nieformalne, moratorium na wykonywanie kary głównej. Problem w tym, że w więzieniach znajdowało się ówcześnie liczne grono osób, wobec których kara ta została orzeczona przed wprowadzeniem owego moratorium. Ponieważ kodeks karny z 1969 roku nie operował karą dożywotniego pozbawienia wolności, wyroki śmierci wobec sprawców najcięższych zbrodni zostały zamienione na kary 25 lat pozbawienia wolności. Nietrudno policzyć, że od tamtych wydarzeń minęło niemal 25 lat. Odpowiedzią na społeczne obawy związane z wyjściem na wolność pierwotnie skazanych na śmierć zbrodniarzy jest właśnie ustawa zakładająca przymusowe leczenie „osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzające zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób”.

Faktem bezspornym jest to, że problem istnieje. Wolność odzyskają osoby, które dopuściły się straszliwych zbrodni. Wszelkie statystyki i dane na temat resocjalizacji od lat donoszą o jej nieskuteczności. Większość przestępców po pobycie w zakładzie karnym wraca na kryminalną ścieżkę. Znane jest nawet określenie „uniwersytet zbrodni” jako synonim zakładów karnych. Obawy społeczności, na łono których mają powrócić owe jednostki, są racjonalne. Czy jednak sposób, w jaki chce się ten problem rozwiązać, jest zgodny z prawem, a – co najważniejsze – moralnie słuszny?

Po pierwsze, od czasu popełnienia tych zbrodni minęło około 30 lat. To bardzo długi okres czasu. Każdy odpowiednio sędziwy czytelnik może cofnąć się wspomnieniami 30 lat wstecz i przypomnieć sobie jak kompletnie innym człowiekiem wtedy był. Inne były jego priorytety, temperament, sytuacja życiowa – skrótowo rzecz ujmując, inne było wszystko co go definiowało. Nie inaczej jest z tymi osobami. Pomimo faktu, iż autor nie wierzy w resocjalizacje dokonującą się w zakładach karnych, myślę że każdy zgodzi się, iż w ciągu 30 lat w człowieku może zmienić się dosłownie wszystko, niezależnie od otoczenia czy metod wychowawczych wobec niego stosowanych. To proces często niezależny od czynników zewnętrznych. Ponadto rzeczeni skazańcy są nierzadko już osobami grubo powyżej 50 roku życia. Osoby starsze są mniej skłonne do przemocy, ich temperament jest łagodniejszy.

Najcięższe gatunkowo wątpliwości dotyczą jednak zgodności omawianych tutaj rozwiązań z systemem prawa. Cywilizowane społeczeństwa, do których Polacy niewątpliwie należą, wypracowały szereg gwarancji, które w założeniach mają chronić obywatela przed nadmierną ingerencją państwa w jego prawa i wolności. Należą do nich sięgające czasów starożytnych instytucje domniemania niewinności, czy zasada mówiąca, że prawo nie działa wstecz. Obie te mające charakter gwarancyjny rozwiązania zdają się być posłom obojętne. Przecież zmuszając skazanych uprzednio prawomocnym wyrokiem sądu do dodatkowej, nie przewidzianej w wyroku odsiadki, ustawodawca ewidentnie dopuszcza retroakcje prawa. Przyjmując za pewnik, że osoby te znowu popełnią przestępstwa, a jedynym sposobem, aby temu zapobiec są rozwiązania prawne, niebezpiecznie dryfujemy w kierunku domniemania winy. Osoby te odbyły swoje kary, co równoznaczne jest ze spłatą swojego długu wobec społeczeństwa. Teraz, gdy termin spłaty mija, żądamy od nich znoszenia dodatkowych represji? Nawet na gruncie mniej gwarancyjnego prawa cywilnego dopisywanie nowych klauzul przed spełnieniem kontraktu nazwiemy zbrodnią, a co dopiero w prawie karnym? Takie rozwiązania są niebezpieczne. Kto chciałby kiedyś znaleźć się w analogicznej sytuacji, w której parlament mógłby w każdej chwili przedłużać wyroki według własnego widzimisię?

Ustawa, która ma wprowadzić omawiane tutaj rozwiązania opiera się na założeniu, iż poddane leczeniu będą osoby chore. Jednakże sprawcy tamtych zbrodni pod tę kategorię zdecydowanie nie podpadają! Przecież w toku procesów niewątpliwie przedstawiane były dowody z opinii biegłych lekarzy psychiatrów. Jeżeli Ci sprawcy siedzieli w więzieniu, oznacza, iż chorzy nie są. Chorych psychicznie ludzi nie trzyma się w więzieniu, ale w ramach środków zapobiegawczych osadza w zakładach zamkniętych, w których poddawani są leczeniu, a nie represjom karnym. Skoro sprawcy tych przestępstw siedzieli w więzieniu, byli i są zdrowi. Jakże więc racjonalny ustawodawca zamierza stosować wobec nich przewidziane w ustawie sankcje?

Sprawa niewątpliwie jest trudna i słusznie wywołuje emocje. Idealne rozwiązanie obecnie nie istnieje. Zapewne błędem było niedopuszczenie do wykonania orzeczonych wyroków śmierci. Gdyby wyroki te zostały wykonane, dzisiaj problem by nie istniał. Jednak kary nie zostały wykonane, a przestępcy wyjdą na wolność. Myślę, że jedynym rozsądnym wyjściem jest po prostu ponieść ryzyko wiążące się z wcześniej podjętymi decyzjami. Podczas przemian ustrojowych w naszym kraju wiele rzeczy zostało rozwiązanych po prostu źle. Koszty tych złych wyborów musimy do dzisiaj jako społeczeństwo ponosić. Tak też trzeba uczynić tym razem. Ryzyko jest wpisane w życie człowieka. Co roku na drogach ginie wiele tysięcy ludzi, a mimo tego nikomu nie przyjdzie do głowy zakazania jazdy samochodem. Zachowanie gwarancji prawnokarnych w polskim prawie jest wartością nadrzędną nad ryzykiem, które trzeba teraz ponieść. Nie można dopuścić do erozji tychże zasad, gdyż w przyszłości może to przynieść bardzo nieprzewidywalne efekty.

Bezpieczeństwo nigdy nie może być istotniejsze, niż wolność. W państwie totalitarnym jest zdecydowanie bardziej bezpiecznie. Pospolici przestępcy są wyłapywani poprzez mnożące się instytucje o charakterze policyjnym wspierane przez łamiące gwarancje praw obywatelskich rozwiązania prawne. Smutne jest to, iż taki skręt w kierunku państwa totalitarnego jest w Polsce przyjmowany tak entuzjastycznie zarówno przez parlamentarzystów, jak i obywateli.