Stefan Zimny
W ubiegłą środę Sejm przyjął – miażdżącą większością głosów – ustawę o leczeniu przestępców z zaburzeniami po odbyciu przez nich kary. Termin prac nad uchwalonymi rozwiązaniami nie jest przypadkowy. Geneza tej ustawy sięga późnych lat osiemdziesiątych, kiedy to w Polsce obowiązywało (od 1988 roku), z początku nieformalne, moratorium na wykonywanie kary głównej. Problem w tym, że w więzieniach znajdowało się ówcześnie liczne grono osób, wobec których kara ta została orzeczona przed wprowadzeniem owego moratorium. Ponieważ kodeks karny z 1969 roku nie operował karą dożywotniego pozbawienia wolności, wyroki śmierci wobec sprawców najcięższych zbrodni zostały zamienione na kary 25 lat pozbawienia wolności. Nietrudno policzyć, że od tamtych wydarzeń minęło niemal 25 lat. Odpowiedzią na społeczne obawy związane z wyjściem na wolność pierwotnie skazanych na śmierć zbrodniarzy jest właśnie ustawa zakładająca przymusowe leczenie „osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzające zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób”.