Skip to main content
BlogSport

Polskie Haiti

Miłosz Węgrzyn

Przeglądając niedawno swoje „archiwum” ze starymi gazetami, natknąłem się w „Angorze”* na ciekawy artykuł Jakuba Mielnika  o polskich śladach na Haiti – karaibskim państwie, kojarzącym się przeciętnemu Kowalskiemu z tragicznym w skutkach trzęsieniem ziemi z 2010 roku, a kibicom piłkarskim z Mistrzostwami Świata w 1974 roku. Oto jeden z najciekawszych fragmentów:

W czasie wojny o niepodległość Haiti w początkach XIX wieku na wyspie służyło kilka tysięcy Polaków wysłanych przez Napoleona do tłumienia rebelii niewolników. Dowodził nimi Mulat i generał napoleoński Władysław Jabłonowski, syn Konstantego Jabłonowskiego i francuskiej arystokratki Marie Delaire, która miała romans z którymś z czarnoskórych służących. Generał zmarł na malarię, większość z 4 tys. żołnierzy polskich podzieliła jego los bądź zginęła w walkach z rebeliantami.

Kilkuset Polaków przeszło jednak na stronę buntowników po tym, jak francuski generał Rochembeau kazał im zakłóć bagnetami setki bezbronnych jeńców, z których wielu miało ledwo 12 lat.

Młoda haitańska republika doceniła ten gest. Po wypędzeniu francuskich sił ekspedycyjnych i przejęciu władzy przywódca rebelii Dessalines napisał konstytucję Haiti, której punkt 13 gwarantował obywatelstwo każdemu Polakowi, który o to wystąpi.

Teraz czas na wspomniany aspekt futbolowy. Nietrudno bowiem zgadnąć, dlaczego nie możemy już w łatwy sposób stać się posiadaczami haitańskiego paszportu:

Niechęć reżimu Duvaliera do europejskiej spuścizny miała także inne konsekwencje. Podczas której z wielu zmian w konstytucji, jakich dokonał udzielny władca Haiti, przepadł anachroniczny zapis o prawie do haitańskiego obywatelstwa dla Polaków.

Miała to być zemsta za spektakularną porażkę haitańskiej reprezentacji piłkarskiej w meczu z Polską. Haiti po raz pierwszy i jak dotąd ostatni zakwalifikowało się do finału mundialu w 1974 roku, ale w starciu z Polakami, którzy wlepili im aż 9 bramek, stracili kompletnie twarz

Tutaj autor wiedzą o futbolu się nie popisał, bo Haitańczykom wlepiliśmy siedem goli (dla przypomnienia, dziewięć strzelili Jugosłowianie Zairowi). Swoją drogą ciekawe, co by było, gdyby konstytucyjny zapis o obywatelstwie się utrzymał? Może kilku polskich piłkarzy odważyłoby się na podbój strefy CONCACAF? No, może za wyjątkiem Piotra Ćwielonga. Wicie-rozumicie, na Haiti zbyt często „pogoda nie dopisuje do grania w piłkę„.

PS. W innym artykule (nie pomnę już jakim) wyczytałem, iż Haitańczycy przez Mundialem 1974 byli święcie przekonani o swojej piłkarskiej wyższości nad „Orłami Górskiego”! Spodziewali się porażki z Argentyną i z Włochami, ale braku zwycięstwa z naszą reprezentacją już nie. W sumie najlepiej widać to było po reakcjach bramkarza Henriego Francillona, którego poziom załamania rósł wprost proporcjonalnie z każdą kolejną wpuszczoną bramką.

 *Artykuł ukazał się również w dzienniku „Polska”:  http://www.polskatimes.pl/artykul/209847,haiti-niezwykla-polska-wyspa-na-krancu-swiata