Skip to main content
BlogPolityka

Na lewicy pozory mylą bardzo

By 26 kwietnia 2013Brak komentarzy

Michał Tkaczyszyn

Niemal wszystkie środowiska lewicowe, jako panaceum na trwającą hegemonię parlamentarną PO i PiS-u oraz ewentualne dojście Jarosława Kaczyńskiego do władzy, zdefiniowały ich oficjalne połączenie oraz stworzenie pod jednym szyldem szerokiej oferty wyborczej. W związku z tym, nie przestawały w ostatnich tygodniach padać z ust wielu polityków coraz to bardziej patetyczne określenia przewidywanego konsensusu. Słyszeliśmy między innymi o szerokiej platformie poparcia dla lewicowej społeczności czy stworzeniu jak największej przestrzeni do otwartego dyskursu. Wszystko to jednak można traktować jedynie jako marketingowe działania przyciągające zdezorientowanych wyborców, gdyż na lewicy nikomu na zjednoczeniu nie zależy.

Intencje Leszka Millera odczytać nietrudno. Na zakończenie swojej politycznej przygody chętnie widziałby dla siebie stanowisko wicepremiera u boku Donalda Tuska. Cały czas lawirując wokół premiera, deprecjonując koalicyjną rolę ludowców, liczy na to, że po kolejnych wyborach wykreuje się coś na kształt parlamentu dwuipółpartyjnego, w którym SLD, z racji zaszłości między PiS-em i PO, okaże się jedyną partią, z którą zacząć będzie można jakiekolwiek negocjacje koalicyjne. Osłabienie Palikota jest więc Millerowi jak najbardziej na rękę i widać, że wychodzi mu to z pomocą samego zainteresowanego bardzo dobrze. Wszak niektóre sondaże dają obecnie partii „winiarza z Biłgoraja” poparcie na granicy błędu statystycznego.

Z drugiej strony, ciężko posądzić inicjatorów powstania Europy Plus o coś więcej niż obsadzenie pewnych osób na nie najgorzej opłacalnych stanowiskach w Parlamencie Europejskim. Chociażby dla Marka Siwca, który dzisiaj kreuje się na najbardziej zachodnio-proeuropejskiego polityka w naszym kraju, dołączenie do tego projektu wydaje się jedyną szansą na brukselską reelekcję. Swoją drogą szkoda, że w przeszłości, działając w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, za politycznymi i społecznymi ideałami spoglądał raczej w innym kierunku kontynentu. Natomiast dla Palikota wsparcie Kwaśniewskiego wydaje się być ostatnim kołem ratunkowym, które po ewentualnym dobrym wyniku w przyszłorocznych wyborach choć na chwilę mogłoby odciągnąć uwagę elektoratu od kompletnej bezproduktywności Ruchu na scenie politycznej. O jego słabości najlepiej niech świadczy zachowanie Ryszarda Kalisza. Pierwszy celebryta polskiego parlamentu jeszcze kilka miesięcy temu, po wyrzuceniu z SLD tego samego dnia zorganizowałby konferencję prasową, na której z wielkim splendorem ogłosiłby przyłączenie się do Palikota, a którą zaprzyjaźnione media pokazałyby jako przełom w burzeniu konserwatywnego monopolu na polskiej arenie politycznej. Dziś Kalisz waha się, czy w perspektywie wydumanej przez niego walki o prezydenturę warto pokazywać się przy polityku, który resztki zaufania traci już nawet wśród najbliższych współpracowników. Problemów nie ma z tym Kwaśniewski, choć podczas ostatniego wystąpienia założycieli Europy Plus z orientacją mogło być u niego różnie. Wszystkie przyjazne gesty kierowane w stronę Millera przy pewności, że z wyciągniętej dłoni nie skorzysta, mają jedynie ukazać go na zasadzie kontrastu jako tego, który jednoczyć się nie chce i któremu na przyszłości lewicy nie zależy.

Podsumowaniem tych wszystkich zawirowań jest jednak to, że z powodu kompletnego braku znanych osobistości Sojusz „odkurzył” niedawno Joannę Senyszyn. Strach myśleć, kto będzie następny.