Skip to main content
BlogPolityka

Mainstream nie pożera własnych dzieci

By 7 kwietnia 2013Brak komentarzy

 Michał Tkaczyszyn

Retoryka niemal wszystkich mediów w Polsce jest dziś jasno sprecyzowana i spójna. Ciekawsze wydaje się więc pytanie o to, w jaki sposób reagują one na głosy sprzeciwu. W szczególności, gdy słowa godzące w ich dotychczasową narrację padają z niezwykle nieoczekiwanych stron.

Każdy racjonalny człowiek, chcąc dbać o własny wizerunek, a także z szacunku dla przeszłości Lecha Wałęsy, powinien był przestać mniej więcej dekadę temu analizować jego wypowiedzi dotyczące bieżącej polityki. Trudno jednak było przejść obojętnie obok niedawnych skandalicznych wypowiedzi jego autorstwa dotyczących miejsca, w którym były przewodniczący Solidarności widziałby najchętniej homoseksualnych parlamentarzystów. Z ust laureata Pokojowej Nagrody Nobla nie powinny nigdy paść tak skrajnie wykluczające słowa dotyczące praw mniejszości seksualnych, niezależnie z której strony by je analizować i jak bardzo pobłażliwie do nich podejść. Wydawać by się mogło, że po tak głośnej manifestacji przekonań godzących w jasno nakreśloną przez pewne media linię dotyczącą obyczajowości, były prezydent choć na chwilę przestanie być dla nich bezbłędną wyrocznią. Nic bardziej mylnego. Dopóki dalej będzie w wulgarny sposób deprecjonował politykę śp. Lecha Kaczyńskiego i rozpływał się nad heroizmem Donalda Tuska w zwalczaniu błahej i nie mającej nigdy nic do powiedzenia opozycji, dopóty pewne wydaje się jego brylowanie na dziennikarskich salonach.

Podobną sytuację widzimy obserwując poczynania Janusza Palikota. Pisanie o jego poglądach nie jest rzeczą łatwą. W ostatnich dwóch latach dał się jednak bez wątpienia poznać opinii publicznej jako absolutny wróg mowy nienawiści dławiącej polską politykę (zapomniał zaakcentować, że od czasu jego pojawienia się w niej) oraz człowiek nad wyraz wrażliwy na jakiekolwiek oznaki seksizmu mężczyzn wobec kobiet. Z racji własnego stylu uprawiania polityki, piętnując te zjawiska, wyglądał dość groteskowo, ale dzięki takim wypowiedziom przemawiał bez wątpienia w imieniu znacznej części mainstreamowych mediów. Ich mariaż z Palikotem został jednak wystawiony na ciężką próbę. Olbrzymie było powszechne zdziwienie, nawet wśród tych obserwatorów sceny politycznej nie życzących mu najlepiej, gdy na początku lutego bieżącego roku, odwołując się w dość karykaturalny sposób do Freuda, dopuścił się śmiałych rozważań dotyczących „nieświadomej chęci Wandy Nowickiej do bycia zgwałconą”. Słowa, które wypowiedział, były emanacją tego, z czym tak gorliwie walczył. Obnażyły jego prawdziwy stosunek wobec wicemarszałek, przepraszam – wicemarszałkini Sejmu, reprezentującej interesy pozornie tak bliskiego mu środowiska feministek.

Wielu lewicowych polityków i działaczy społecznych straciło do Palikota resztki zaufania. Aż nadto widoczne są do dziś w działaniach Aleksandra Kwaśniewskiego wątpliwości dotyczące współpracy z nim w ramach realizacji projektu Europa Plus. Znalezienie obiektywnej krytyki jego idiotycznych słów w przekazie niektórych mediów okazało się jednak rzeczą niemożliwą. Zatrważająca jest ciągle częstotliwość, z jaką Janusz Palikot pojawia się dziś we wszystkich programach prowadzonych przez redaktor Olejnik. Na tle żarzącego się kominka i filozoficznych lektur znów wypowiada się on jako piewca języka miłości i równouprawnienia, chcąc po raz kolejny już wykreować wizerunek własnej osoby jako poważnego polityka. Patrząc jednak chociażby na jego ostatnie postulaty dotyczące uregulowania prawnego inicjacji seksualnej trzynastolatków, wydaje się, że nie pomoże mu już niedługo ani Kwaśniewski, ani Olejnik.

Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia, gdy spojrzymy na poczynania innego faworyta jednej z dominujących w Polsce stacji telewizyjnej. Stefan Niesiołowski do niedawna był bezkonkurencyjny jeśli chodzi o ilość inwektyw kierowanych w stronę opozycji wypowiedzianych w ciągu minuty. Ostatnio błysnął jednak jako wybitny obserwator rzeczywistości. Analizując ilość szczawiu i śliwek mirabelek „na nasypach za boiskiem”, doszedł do wniosku, że nie ma dziś w Polsce niedożywionych dzieci. Tytuł profesora nauk biologicznych zobowiązuje. Tak niesamowicie głupia wypowiedź w ustach jakiegokolwiek, mniej zaprzyjaźnionego polityka skończyłaby się silnym medialnym napiętnowaniem i niechybnie „odstawieniem na bok”. W przypadku polityka, który w każdej swojej publicznej wypowiedzi gotów jest ciskać gromy w kierunku osoby nie uznającej zasady uwielbienia obecnego rządu za wszelką cenę, krytyka staje się automatycznie łagodniejsza.

Jeden z najwybitniejszych przywódców Wielkiej Rewolucji Francuskiej, Danton, powiedział swego czasu, że pożera ona własne dzieci. Z każdym kolejnym miesiącem trwania tych historycznych przemian ginęli ich kolejni propagatorzy. Pupilom mainstreamowych mediów w Polsce, którzy mimo bolesnych wpadek na dłuższą metę idealnie wpisują się w ich retorykę, z pewnością to nie grozi.