Skip to main content
BlogPolityka

Nadzieja znad Wilii?

By 27 lutego 2013Brak komentarzy

Paweł Sobik

doktorant w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Uniwersal.info

wpis gościnny

Realizacja postulatów Polaków na Litwie nie nastąpi w wyniku dyplomatycznych nacisków polskiego rządu. Tylko od siły politycznej mniejszości polskiej w swoim państwie zależy, czy znajdzie się odpowiednia ilość posłów w Sejmie, by uchwalić lub znowelizować odpowiednie ustawy. Czy po październikowych parlamentarnych wyborach jesteśmy bliżsi ostatecznego uregulowania spraw Polaków?

Polacy na Litwie reprezentowani byli w każdej kolejnej kadencji Sejmu Litwy. Jednak wskutek przyjęcia przez Litwę mieszanego systemu wyborczego, zakładającego dystrybucję 70 mandatów pomiędzy partie, które przekroczyły próg wyborczy i wybór 71 posłów w okręgach jednomandatowych, siła polityczna Polaków nie odpowiadała ich procentowemu udziałowi w społeczeństwie litewskim. Akcja Wyborcza Polaków na Litwie nigdy nie zdołała przekroczyć progu wyborczego, Polacy startujący z list innych partii byli wybierani okazjonalnie, granice okręgów jednomandatowych na Wileńszczyźnie nie przystają do obszaru zwartego zamieszkiwania mniejszości.

Przełom przyniosły dopiero ubiegłoroczne wybory. Polska partia przekraczając do tej pory zaklęte 5% i wygrywając ponadto w 3 okręgach jednomandatowych zdołała utworzyć w Sejmie ośmioosobowy klub parlamentarny. Dla rodzącej się w bólach centrolewicowej koalicji, „polskie” głosy okazały się cennym wsparciem dla neutralizacji prezydent Grybauskaite, która publicznie dawała wyrazy swojej niechęci wobec przystępującej do rządu Partii Pracy. Bez AWPL trzy partie i tak dysponowałyby większością niezbędną do powołania rządu, razem z Akcją są wystarczająco silne do ewentualnego odwołania prezydent.

Minister po SGH

Przed wyborami lider Akcji, Waldemar Tomaszewski, publicznie deklarował, że partia gotowa jest do obsadzenia czterech ministerstw. W trakcie negocjacji koalicyjnych, wynik wyborczy udało się zamienić na jedną tekę w ministerstwie energetyki. Na dodatkowe konfitury dla Akcji składa się pięć stanowisk wiceministerialnych, funkcję wicemarszałka Sejmu i przewodniczącego sejmowej komisji praw człowieka. Nigdy jeszcze Polacy nie byli tak silnie reprezentowani w instytucjach władzy.

Pierwszym w historii państwa litewskiego konstytucyjnym ministrem nominowanym przez „polską” partię został Jarosław Niewierowicz. Trzydziestokilkulatek o nienagannej prezencji i imponującym CV. Absolwent polskojęzycznych szkół na Litwie i Szkoły Głównej Handlowej po powrocie na Litwę rozpoczął pracę w litewskim MSZ. Skierowany do Waszyngtonu zabiegał o wsparcie dla akcesji do NATO, następnie został wiceministrem spraw zagranicznych (w tym czasie dwójka posłów Akcji popierała mniejszościowy rząd Kirkilasa). Po przejęciu władzy przez prawicę, Niewierowicz został powołany na funkcję prezesa spółki mającej na celu stworzenie mostu energetycznego Olita-Ełk. Nawet niechętna tworzącej się koalicji prasa przyznała, że w nowym rządzie Niewierowicz jest jednym z najlepiej przygotowanych do objęcia swojej funkcji ministrów.

Wizerunkowo dla Akcji Niewierowicz to strzał w dziesiątkę. Doskonale mówiący w kilku językach, znający obszar swojej odpowiedzialności jest przykładem, że na Litwie Polacy nie są skazani na bycie kasjerami w supermarkecie i nawet służba państwowa nie jest zarezerwowana tylko dla Litwinów. Dzięki ludziom takim jak Niewierowicz, polskość na Litwie przestaje być utożsamiania z obciachem, skansenem i wiecznymi przegranymi. I nie ma tu znaczenia, że wujkiem ministra jest Czesław Okińczyc, sygnatariusz Aktu Niepodległości w 1990 r., do dziś wpływowy adwokat i przedsiębiorca.

Syndrom literki „w”

Głównym paliwem, którego AWPL używała do mobilizacji swoich wyborców jest krytyka polityki odnoszącej się do mniejszości narodowych każdego kolejnego rządu. Nie jest przypadkiem, że najlepszy swój wynik wyborczy Akcja uzyskała w 2011 roku w wyborach samorządowych, które toczyły się w chwili uchwalania kontrowersyjnej nowelizacji ustawy oświatowej. Z tego punktu widzenia bycie wieczną opozycją mogłoby być dla partii strategią pożądaną. Po wejściu do rządu, Akcja zyskuje wymierne instrumenty realizacji swoich postulatów. Czy będzie w stanie spełnić oczekiwania wyborców?

Problemy Polaków na Litwie utożsamiane są z brakiem dwujęzycznych napisów czy pisownią nazwisk. Symbolem takiego postawienia sprawy stała się literka „w”, której nie można używać w zapisie nazwiska, jest jednak akceptowana w przypadku zagranicznych firm (np. Swedbank). Wspomniany już minister Niewierowicz w paszporcie czy dowodzie występuje jako Jaroslav Neverovič. Jest to wariant zlituanizowany, różny od poprawnej litewskiej formy Jaroslavas Neverovičius. Władze litewskie podkreślają, że w Traktacie polsko-litewskim zobowiązały się do pisowni nazwisk zgodnie z brzemieniem i to ustalenie realizują, bo Neverovič chociaż nie wygląda, to brzmi jak Niewierowicz. W dodatku wielu Polaków przyzwyczaiło się już do zlituanizowanych form i takich używają np. na Facebooku, na którym ustawa o języku państwowym nie obowiązuje. Nawet nowo wybrany poseł na Sejm Józef Kwiatkowski używa zrusyfikowanej formy Kvetkovskij, mimo, że zgodnie z prawem może nazywać się Kviatkovski.

Kluczowe problemy Polaków na Litwie są dwa. Pierwszym jest dokończenie zwrotu ziemi w rejonie wileńskim. Ponad 20 lat dawni właściciele lub ich potomkowie wskutek przyjętego prawa pozwalającego na przeniesienie prawa do własności na dowolne miejsce kraju nie są w stanie odzyskać ojcowizny. Symbolem tej polityki jest ojciec litewskiej niepodległości Vytautas Landsbergis, który uzyskał (nie: odzyskał) ziemię pod Wilnem kosztem polskich właścicieli. Bez zwrotu ziemi, ekonomiczny awans Polaków w społeczeństwie będzie niemożliwy. Po drugie dla zachowania polskości na Litwie niezbędne jest funkcjonowanie sieci polskojęzycznych szkół. Ustawa oświatowa, przeciw nowelizacji której w 2011 roku dochodziło nawet do strajków, może być wykorzystana jako czynnik podnoszący atrakcyjność polskojęzycznych szkół. Rodzicom, którzy dla zapewnienia lepszego startu rozważają posyłanie dzieci do litewskich szkół (większość polskich dzieci uczęszcza do szkół z niepolskim językiem wykładowym), wobec zwiększenia ilości godzin w języku państwowym, odpadnie istotny argument. Wysiłki działaczy Akcji powinny zostać skoncentrowane nie na walce z ustawą w całości (na co nie ma woli politycznej wśród litewskich partii) a konkretnymi niesprawiedliwymi jej przepisami, zmieniającymi np. w kwestii matury z języka litewskiego zasady w trakcie gry.

W swoim expose premier Butkevičius przestawił zamierzenia odwołujące się zarówno do problemów w sferze realnej, jak i symbolicznej. Od decyzji politycznej Akcji zależy, czy będzie starała się realizować to, co jest możliwe do zrealizowania, czy szukać pretekstu do zerwania koalicji, by kolejny raz przestawiać siebie jako „obrońców polskości” i „ofiary nacjonalistycznych rządów”.

Ilu Polaków?

Omawiając funkcjonowanie Akcji nie sposób uciec od podstawowego pytania: dlaczego spośród blisko 200 tys. Polaków uprawnionych do głosowania, w ubiegłorocznych wyborach tylko ok. 55-60 tys. poparło partię (reszta z 78 tys. głosów to głosy „rosyjskie” i pojedyncze „litewskie”)? Dlaczego w Wilnie odsetek głosów oddawanych na partię nie koresponduje z odsetkiem Polaków zamieszkujących stolicę, zaś w rejonach okołowileńskich oddaje proporcję narodowościową?

Polacy na Litwie nie są grupą jednorodną i nie powinni być utożsamiani jedynie z Akcją Wyborczą. Wielu Polakom do politycznej kariery AWPL nie była potrzebna, dla wielu program partii koncentrujący się w głównej mierze na kwestiach etnicznych jest nie do przyjęcia.

Przez 18 lat swojej działalności do przekroczenia progu wyborczego Akcji brakowało przede wszystkim głosów Polaków z Wilna: grupy lepiej wykształconej, lepiej sytuowanej i lepiej zintegrowanej z społeczeństwem litewskim. Dla tej grupy większe znaczenie mają programy gospodarcze litewskiej prawicy czy lewicy. Program partii większym odzewem cieszył się na terenach wiejskich zwarcie zamieszkiwanych przez mniejszość, zwłaszcza w tych rejonach, w których partia sprawuje władzę w samorządzie i ma możliwości wykorzystać nieformalne naciski administracyjne. W ubiegłym roku język kampanii bardziej niż dotychczas obliczony na kompromis, zaproszenie na listy osób nie kojarzonych z „zakonem prezesa” nie spowodował utraty żelaznego elektoratu a otworzył przed Akcją nowe możliwości wśród inteligencji wileńskiej. Utrata tego elektoratu w przyszłych wyborach ponownie osadzi partię jako nieistotnego gracza w Sejmie, dysponującego 2-3 mandatami.

Sygnały z Wilna, sygnały z Warszawy

Wynik październikowych wyborów dał szansę na reset w stosunkach polsko-litewskich. Dwustronna agenda, do tej pory głównie obciążona sprawami mniejszości, ma szansę wreszcie wypełnić się konkretnymi projektami: energetycznymi, infrastrukturalnymi, gospodarczymi.

Póki co z Wilna płyną ostrożne, ale pozytywne sygnały. Nareszcie spotkania przywódców mogą zostać wypełnione treścią i nie ograniczą się do uśmiechów i uścisków dłoni. Ale bez życzliwego przyjęcia w Warszawie, stosunki dwustronne nie wyjdą poza deklaracje znane od 20 lat.